„Nie ma wartości równej wartości
czasu”*
Poznań, 15 kwietnia 1912
Zszarzała szmatka po raz kolejny
przetarła ladę, choć na blacie nie było ani jednej drobinki kurzu. Siergiej
Fiodorow trzeci i ostatni raz upewnił się, że drewniana powierzchnia jest
idealnie czysta, po czym schował ściereczkę do szuflady. Podczas swojej wieloletniej
kariery sklepikarza odnotował pewną ciekawą zależność – gdy w sklepie panuje
porządek, nikt tego nie zauważa, ale kiedy choć jeden towar znajduje się w
nieodpowiednim miejscu, bądź na podłodze jest malutka plama, klienci
praktycznie dostają szału i przez kilka tygodni plotkują o „niechlujnie
prowadzonym sklepie” i o właścicielu, który „nie ma szacunku dla kupujących”.
W sklepie Siergieja można było
znaleźć praktycznie wszystko – zaczynając od produktów spożywczych, poprzez
przeróżne bibeloty oraz tkaniny, a kończąc na grabiach ogrodowych i sadzonkach
roślin. Jeśli w całym Poznaniu nie można było dostać jakiegoś produktu,
istniało prawie stuprocentowe prawdopodobieństwo, że znajdzie się ów produkt u
Siergieja. Niektórzy ludzie uważali, że właściciel jest czarodziejem. Bo niby
jak inaczej wytłumaczyć tyle różności w sklepiku starego rosyjskiego emigranta?
Drzwi otworzyły się z cichym
skrzypnięciem, wpuszczając do środka pulchną kobietę w futrze, zdaniem
Siergieja odrobinę za grubym jak na połowę kwietnia.
– Dzień dobry, przyszłam odebrać
tort – powiedziała donośnym głosem.
Siergiej poszedł na zaplecze
oddzielone od reszty sklepu kremową zasłoną. Po chwili wrócił z dużym pudłem,
które postawił na ladzie i otworzył.
– Tak jak miało być – truskawkowy.
Choć musi pani wiedzieć, że o tej porze roku ciężko o truskawki.
– Och, pan jest niesamowity! Te
plotki, że jest pan czarodziejem to prawda!
Siergiej uśmiechnął się i z
zadowoleniem przejechał palcami po siwej brodzie.
– Bez przesady, droga pani! Dbam
po prostu o moich klientów najlepiej, jak potrafię. Piętnaście marek się należy.
Kobieta zaczęła przeszukiwać
granatową torebeczkę w poszukiwaniu pieniędzy.
– To dla córki. Dziś kończy
osiemnaście lat – oznajmiła z dumą, wciąż grzebiąc w torebce. – Ach, a słyszał
pan o tej tragedii? Titanic zatonął! Tylko o tym w gazecie piszą! Tylu ludzi
zginęło… O, mam! – Z triumfalną miną położyła na kontuarze odliczoną kwotę.
– Coś słyszałem. – Siergiej
schował pieniądze do kasy. Mało rzeczy było w stanie zrobić na nim wrażenie, a
katastrofa burżuazyjnego statku setki mil od niego plasowała się gdzieś na
środku listy, pomiędzy obrabowaniem pociągu w Kalifornii a abdykacją cesarza
Japonii. – Proszę przekazać córce najlepsze życzenia.
– Przekażę, dziękuję bardzo i do
widzenia!
Uśmiechając się szeroko, kobieta
wyszła na zalaną słońcem ulicę. Pogoda, podobnie jak Fiodorow, nic sobie nie
robiła z tragedii na środku Atlantyku.
Nie minęła minuta, a do sklepu
weszli kolejni klienci, a mianowicie trzech młodzieńców; Siergiej nie dawał im
więcej niż po dwadzieścia lat.
–
Są zapałki? – zapytał po niemiecku najniższy z nich, brunet o lekko
zarozumiałym wyrazie twarzy.
– Oczywiście – odparł sprzedawca.
Jak u Siergieja mogłoby nie być tak prozaicznego produktu?, dodał w myślach, po
czym wyciągnął spod lady żądany towar i przyjął zapłatę.
Dwaj młodzieńcy podążyli w stronę
wyjścia.
– Idziesz? – spytali swojego
kolegę w czarnym kapeluszu. Chłopak stał przy towarach wyłożonych na jednym z
końców lady i z wyraźnym zainteresowaniem coś oglądał.
– Zaraz, poczekajcie na zewnątrz.
Siergiej odchylił się lekko, by
móc zobaczyć, co tak zainteresowało młodego klienta. Chłopak obracał w dłoniach
niewielką metalową puszkę malowaną w czerwone kwiatki. Do wieczka przymocowano
pozłacaną tabliczkę z wygrawerowanym łacińskim napisem.
– Nie ma wartości równej wartości
czasu – odezwał się nagle chłopak. – Nigdy nie sądziłem, że nauka łaciny może
mi się do czegoś przydać, a tu proszę – taka niespodzianka! Nawet ładne. To
pozytywka, prawda? – Otworzył pudełeczko i sklep wypełniła cicha, delikatna
muzyka, bardzo miła dla uszu. Siergiej miał wrażenie, że owa melodia otula go
niczym ciepły koc, usypia, lecz jednocześnie ciągnie do tańca. Muzyka wypełniła
każdą nawet najmniejszą cząstkę jego umysłu.
– Ładne – powtórzył chłopak. –
Tylko szkoda, że zepsute. Nie ma żadnej tancerki w środku, widzi pan? Sama
podstawka się obraca. – Odwrócił wciąż otwartą pozytywkę do góry dnem. – A te
liczby to cena? Całkiem spora.
Siergiej otrząsnął się z lekkiego
otępienia i spojrzał na klienta, który tymczasem zatrzasnął metalowe pudełeczko.
Melodia gwałtownie ucichła.
A młodzieniec zniknął.
Rosjanin podszedł do miejsca,
gdzie jeszcze przed sekundą stał młodzieniec. Na ziemi leżała jedynie
pozytywka. Siergiej zobaczył, że na denku istotnie znajduje się pożółkła
karteczka z wypisanym cięgiem cyfr: 102020807. Kierowany przeczuciem, otworzył
pozytywkę. Ciemny talerzyk obracał się powoli, lecz wcale nie był pusty. Stała
na nim malutka figurka przedstawiająca mężczyznę w ciemnym kapeluszu i szarym
garniturze…
– Oho, będą kłopoty – wymamrotał
po rosyjsku Siergiej, po czym z uśmiechem pogładził palcami brodę.
Poczuł nagły przypływ adrenaliny.
Nie wiedział dlaczego, ale ta cała sprawa nie wzbudzała w nim strachu ani
paniki, raczej ogromne zaciekawienie. A nawet swego rodzaju radość, że w jego
życiu nareszcie wydarzyło się coś niesamowitego. Być może powodowała to tląca
się w Rosjaninie iskierka autodestrukcji. Ta sama, która kazała mu otworzyć
sklep w miejscu oddalonym wiele kilometrów od domu, gdzie teoretycznie nie
powinno czekać go nic dobrego. Siergiej lubił ryzyko. Lubił czuć adrenalinę i
towarzyszące jej charakterystyczne mrowienie w dłoniach. Zazwyczaj dzienna
dawka emocji ograniczała się jedynie do niepewności, czy to tego dnia władze niemieckie
postanowią go wysiedlić z powrotem do Rosji. Tajemnicza pozytywka i jeszcze
bardziej tajemnicze zniknięcie młodzieńca było tym, czego potrzebował, by
urozmaicić swą codzienną rutynę. I było to zdecydowanie ciekawsze niż
zatonięcie jakiegoś statku.
*autorem cytatu jest Johann Wolfgang Goethe
---
Pierwszy wpis jest, uff, nareszcie. Myślę, że jest w miarę ok, choć troszku pewnie nudno, jak to na początku często bywa. Następne rozdziały będą żywsze (a przynajmniej mam taką nadzieję :')))!
Zapraszam do podzielenia się swoją opinią w komentarzach :))
Zapraszam do podzielenia się swoją opinią w komentarzach :))
Droga Terpsychorko!
OdpowiedzUsuńProlog bardzo ciekawy, mi się osobiście bardzo podobał. Twój styl pisania jest po prostu bajeczny, ogółem historia pomysłowa i ciekawa.
Jestem ciekawa czy Siergiej odkryje o co naprawdę chodzi z tą pozytywką. Może on naprawdę jest czarodziejem ?
Nie mogę się doczekać rozdziału pierwszego.
życzę mnóstwa weny i zapraszam do mnie: http://lost-in-dreamsss.blogspot.com/
Pozdrawiam Astoria
Mam nadzieję, że niedługo uda mi się dodać pierwszy rozdział.
UsuńDziękuję Ci bardzo za miłe słowa i za pierwszy komentarz na tym blogu (w sumie to pierwszy komentarz w całym moim życiu, więc tym bardziej czuję się niezwykle wzruszona ;)))!
Chętnie zajrzę do Ciebie :))
Pozdrawiam również!
Droga terpsychorko! Muszę Ci powiedzieć, że....
OdpowiedzUsuńPowinnaś spróbować napisać książkę :D Jest to mój pierwszy blog niepotterowski jaki czytam a spodobał mi się bardzo! :) Bardzo zainteresowała mnie postać Siergieja :) Naprawdę blog bardzo mi się spodobał i czekam na więcej. :* Prolog zachęcający do dalszego czytania. Zgadzam się z Astorią co do Twojego stylu pisania :) Jest bajeczny :* Cóż tu dużo mówić. Życzę mnóstwo weny, zdrówka i czekam na następny rozdział, oraz serdecznie zapraszam do siebie:
http://hermiona-granger-historia-prawdziwa.blogspot.com/
Hehe, bez przesady z tą książką xd Ale bardzo dziękuję za miłe słowa <3
UsuńZ chęcią zajrzę do Ciebie :))
Łaał, jak Ty cudnie piszesz! ;*
OdpowiedzUsuńHmm Siergiej jest postacią... ciekawą. Intryguje, wydaje się pozytywną postacią, a jednocześnie ma w sobie coś tajemniczego i trudno powiedzieć co tak na prawdę siedzi mu w głowie...
Jestem ciekawa co to za pozytywka wciągnęła tego chłopaka... i te cyfry, co one oznaczają? Z początku pomyślałam, że to jakaś data, ale chyba jednak nie...
Bardzo podoba mi się jakie lekkie tworzysz dialogi. Są tak prawdziwe, że czytając rozbrzmiewają mi w głowie rozmowy bohaterów.
Niecierpliwie czekam na pierwszy rozdział, który mam nadzieję, niebawem będzie? ;*
Pozdrawiam cieplutko i wysyłam ogromne paczki pełne weny! <3
Cieszę się ogromnie, że Ci się podoba :))
UsuńZ cyframi jesteś bardzo blisko...
Właśnie czasem mi się wydaje, że moje dialogi są trochę drewniane i bardzo staram się nad tym pracować, więc dobrze, że tym razem jako tako mi się udało :))
Jak się ogarnę, to może uda mi się dzisiaj dodać pierwszy rozdział.
Dziękuję bardzo! <3
Masz wspaniały styl pisania! Prolog czyta się bardzo lekko i przyjemnie, tekst wydaje się być zgrabny i elegancki. Sklep Siergieja przypomina mi w dużym stopniu sklep Minclów z "Lalki" : D. Zaraz zabieram się za kolejne rozdziały, obserwuję i serdecznie zapraszam do siebie :
OdpowiedzUsuńhttp://the-never-coming-light.blogspot.com/
Dziękuję bardzo!
UsuńChętnie zajrzę do Ciebie :))
Piszesz naprawde dobrze !
OdpowiedzUsuńCzyta się bardzo przyjemnie. : )
Lecę czytać dalej :)
Dzięki wielkie! :))
UsuńMoim zdaniem bardzo dobrze się zaczyna. Ja właściwie uwielbiam niemal wszystko co jest osadzone w przeszłości, ale ty mnie wyjątkowo zaintrygowałaś. Przedstawiłaś Sergieja jako człowieka żądnego przygód, ale mającego spokojne życie (pozornie spokojne, bo jednak deportacji się obawiał). Zaintrygował mnie mężczyzna w kapeluszu - zazwyczaj mężczyźnie nie zwracają uwagi na pozytywki, no chyba, że mają kobiety (żony, córki). Myślę, że ten facet znał tę pozytywkę, pytanie tylko jakim cudem się w niej znalazł? Magia? Bardzo nietypowe opowiadanie, zafascynowało mnie innością, więc oczywiście zostaję na dłużej i lecę do pierwszego rozdziału.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Bardzo się cieszę, że zaintrygowało Cię moje opowiadanie, mam nadzieję, że dotrwasz do końca. ;))
UsuńTrochę magia, trochę przypadek, trochę też pech, bo pozytywka ta może jeszcze sprawić kłopoty.
Siergiej właściwie jest takim jakby patriarchą wszystkich bohaterów. "Powstał" na dług przed nimi, w swojej własnej miniaturce, a później los (ja xd) przeniósł go do tej historii. I jakoś sobie żyje. ;D
Pozdrawiam również!
Sergiej kupił moje serduszko. Aż mi smutno, że nie mam obok, gdzieś przy domku takiego sklepiku z niemal wszystkim, no i oczywiście z Sergiejem w pakiecie.
OdpowiedzUsuńKońcówka jest taka, że nie da rady się powstrzymać, tak więc biegnę do pierwszego rozdziału.
Oj tak, przydałby się taki sklepik - od cukierków i ołówków, po podróże w czasie. Ja bym była stałą klientką!
UsuńDziękuję bardzo za komentarz! :))
Czemu ja nie zarejestrowałam, że piszesz bloga i że już dawno powinnam się tutaj pojawić??? Ajajaaj! Mi trzeba się przypominać... Taka jestem nieogarnięta!
OdpowiedzUsuńDzisiejszej nocy - a może to już wczesny ranek? - przez przypadek do ciebie trafiłam!
I jestem oczarowana :D - ślicznie piszesz! No po prostu cudnie!
Choć dla moich biednych oczów, ta mała czcionka była męczarnią... - ale ja nie narzekam, kochanie :*
Prolog wyjątkowo pasjonująco - o co chodzi z tą pozytywką? :D
W najbliższych dniach postaram się nadrobić zaległości :D
Pozdrawiam!
nowa-w-hogwarcie.blogspot.com
Wow, Gabsone nene jakoś mnie tu znalazła!
UsuńTak więc witam serdecznie w moich skromnych progach! :3
Ja wiem, czcionka jest mikrusia, zalecam kopiowanie do Worda, póki nie zmienię szablonu (naprawdę nie potrafię zwiększyć czcionki, ta jest podobno "normalna", nawet nie chcę wiedzieć, jak wygląda mała...)
Zapraszam do zapoznania się z resztą, może też Ci się spodoba (oby, oby! :D).
Dziękuję za miłe słowa. :))
Pozdrawiam!