Istotny charakter ubrań
Pozytywka była zepsuta. Mogłem się tego
spodziewać. To w końcu sklep starego Rosjanina. Swoją drogą co on tutaj robił?
Pewnie musiał płacić niezły haracz, żeby nie odesłali go na ten jego zacofany
wschód. Ale wracając do pozytywki – szkoda, że była niekompletna. Planowałem
dać ją Helenie, może by jej się spodobała. A już na pewno mój ojciec by się
ucieszył. Całkowicie popierał podlizywanie się córkom bogatych i wpływowych
obywateli Gdańska. Ale nie wypada przecież podarować komuś takiego szmelcu. Już
to sobie wyobraziłem, daję Helenie śliczne pudełeczko, ona je otwiera, zaczyna
płynąć ładna muzyka, wszystko pięknie, kiedy nagle ona zauważa, że w środku
kręci się tylko jakiś przybrudzony talerzyk. Zapewne padłoby zdziwione pytanie
podszyte rozczarowaniem. „A gdzie tancerka, Aleksandrze?”. Wolałem zaoszczędzić
sobie takiego wstydu, więc zatrzasnąłem tę nieszczęsną pozytywkę. I wtedy nagle
zrobiło się ciemno.
W jednej chwili otoczyła mnie nicość.
Cisza i jednocześnie głuche dudnienie. Ciemność i bezbarwne błyski.
Aż w końcu otworzyłem oczy.
Znajdowałem się na jakiejś uliczce, z
obydwóch stron zabudowanej ciemnymi, ściśniętymi kamieniczkami. Nie
widziałem w pobliżu nikogo innego, choć słyszałem w oddali gwar miasta.
Zdziwiło mnie to, że paliły się latarnie. Przecież była dopiero trzynasta! I
dlaczego słońce już zachodziło? O trzynastej powinno mocno świecić! Wyciągnąłem
z kieszeni zegarek. Dokładnie trzynasta dwadzieścia jeden. Mój zegarek nigdy
się nie spóźniał, chodził wręcz idealnie. O co tu chodziło?
Moje próby zrozumienia tej dziwnej
sytuacji przerwała pewna osoba, która z impetem na mnie wpadła. Wypuściła przy
tym z ręki jakiś prostokątny przedmiot, który upadł na chodnik. Mój zegarek
również wylądował na ziemi. Szybko schyliłem się, by go podnieść. Dostałem go
od ojca rok temu, na siedemnaste urodziny, nie chciałem, by się zepsuł. Na szczęście
wskazówki nadal chodziły, a szybka była cała. Odetchnąłem z ulgą.
– O Boże! – jęknęła osoba, która na mnie
wpadła (po głosie poznałem, że była to dziewczyna) i rzuciła się po upuszczony
przedmiot, po czym przyłożyła go do ucha. – Halo? Nie, nic, nic. Muszę kończyć,
później ci powiem.
Dziewczyna gadała sama do siebie.
Ewentualnie do tego przedmiotu. Naprawdę dziwne. Przyjrzałem się nieznajomej.
Była mniej więcej w moim wieku. Włosy w bliżej niezidentyfikowanym w wieczornym
półmroku, ciemnym kolorze miała zebrane w niezbyt wyszukaną fryzurę
przypominającą koński ogon. Jednak tym, co mnie najbardziej zszokowało był jej
strój – coś jakby skrzyżowanie poszewki na poduszkę z wełnianą pelerynką, jaką
czasem w zimowe wieczory ubierała niania Zosi, mojej młodszej siostry.
Dodatkowo sięgało to ledwo połowy uda i miało barwę wymiocin.
– Wszystko ok? – Dziewczyna spojrzała na
mnie wyczekująco.
Miałem w głowie tysiące pytań, które nie
pozwalały mi logicznie myśleć. Dlaczego już zmierzcha? Gdzie jestem? Co ja tu
robię? Co znaczy „ok?” Jak się tu znalazłem? Która jest godzina? Gdzie są
Bronek i Kurt? I ten stary Rosjanin?
Zadałem najgłupsze z możliwych:
– Co ty masz na sobie?
Nawet nie siliłem się na uprzejmość,
zignorowałem całą tę etykietę, każącą zwracać się per „pani” czy „panno”. W
ogóle nie pasowało mi to do tej dziewczyny. W dodatku wszystkie te znane mi mdłe,
rozchichotane i cnotliwe panienki nie chadzają same po zmroku wąskimi uliczkami.
I na pewno żadna z nich w takim stroju nie przekroczyłaby progu własnej
sypialni.
– Ty też? – westchnęła z rezygnacją. –
Ludzie, co wy wszyscy macie do mojej swetro-sukienki? Jest ładna, wygodna,
oryginalna i była tania. – Spojrzała na mnie wojowniczo, jakby gotowa, by
rozpocząć kłótnię.
W tym momencie wiedziałem już, że ta
dziewczyna z całą pewnością nie jest normalna.
Zmierzyłam wzrokiem tego dziwnego chłopaka. Kapelusz, szary garnitur, biała koszula – ubrał się tak elegancko, jakby szedł na wesele. Albo z niego wracał. Co mogło być prawdą. I tłumaczyłoby jego wyraźne nieogarnięcie.
– A ty co się tak wystroiłeś? Wyglądasz
jak Cal Hockley z „Titanica”. – Uniosłam kpiąco brew. Nie było to zbyt dojrzałe zachowanie, ale strasznie mnie zdenerwował tym, że już na samym wstępie
przyczepił się do mojej sukienki.
– Titanic? – Chłopak niespodziewanie się
ożywił. Najwyraźniej tylko to wyłapał z mojego cynicznego komentarza. Szkoda. –
Dzisiaj zatonął…
– Aha, chyba raczej sto lat temu.
– O czym ty mówisz?
Spojrzałam na niego podejrzliwie. Jak nic
żartował sobie ze mnie.
- No od tysiąc dziewięćset dwunastego do
dwa tysiące czternastego minęły dokładnie sto dwa lata – niezbyt trudna
matematyka, prawda?
– Co?! Sto lat… Jak…? Ale dziś w gazecie…
– Zachwiał się lekko. Wyglądał na wstrząśniętego.
Istniała możliwość, że dzisiaj w telewizji
leciał „Titanic”, ale w ogóle nie pasowało mi to do zachowania chłopaka.
Zaczęłam się niepokoić. Jeszcze raz spojrzałam na niego. Nie wydawało mi się,
żeby był pijany. Więc co? Narkotyki? Schizofrenia?
– Ej, wszystko w porządku?
Zero reakcji.
– Bierzesz jakieś leki? – spróbowałam
jeszcze raz.
Znowu nic.
– Hmm, gdzie mieszkasz? – spytałam lekko
zdesperowana.
Wreszcie na mnie spojrzał. Z jego oczu
stopniowo znikało przerażenie, teraz pozostała tylko dezorientacja.
– W Gdańsku – odpowiedział zaskakująco
pewnym głosem.
Czyli okropnie daleko. Czułam, że powinnam
mu jakoś pomóc, ale w ogóle go nie znałam, nie wiedziałam, kim jest. A mógł być
każdym - oszustem, psychopatą, recydywistą, zagubionym studentem politechniki,
dziedzicem hotelarskiej fortuny, na upartego nawet zaginionym prawnukiem
Stalina.
– To jest nadal Poznań?
– A co innego? – odpowiedziałam odruchowo,
ale szybko przypomniałam sobie o stanie mojego rozmówcy. – Tak, jesteśmy w Poznaniu
– dodałam, bardzo wyraźnie wypowiadając każde słowo.
– Przynajmniej tyle – mruknął do siebie. –
Dlaczego tak dziwnie mówisz?
– Och, ja… Nieważne. – Zrobiło mi się
trochę głupio, tym bardziej, że chłopak przyglądał mi się z pożałowaniem. Hej,
ale przecież to nie ja mylę daty o sto lat i nie wiem, w jakim mieście jestem!
– A która jest godzina?
Odblokowałam na chwilę ekran telefonu,
którego jeszcze nie zdążyłam schować do torby.
– Prawie wpół do dziewiątej, a co? Masz
pociąg do Gdańska? Zaprowadzić cię na dworzec? – spytałam z nadzieją, że
chłopak już doszedł do siebie, a ja będę mogła pomóc mu w jakiś prosty i
konkretny sposób.
– Nie – pokręcił głową. – Muszę
tu zostać – powiedział twardo, jakby właśnie podjął ważną decyzję.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Biłam
się z myślami. Co robić? Po prostu sobie odejść? Nie, to by było chamskie. W
końcu to ja na niego wpadłam i może to spowodowało u niego jakiś szok albo amnezję…?
Bardzo naciągana teoria. Z natury naiwna, w końcu uznałam, że wygląda na
porządnego człowieka (pewnie przez ten garnitur, który miał na sobie) i
postanowiłam zaufać mu, nawet gdybym miała tego później żałować.
– No dobra, chodź – powiedziałam i ruszyłam
przed siebie, tam, gdzie szłam, zanim zaczęłam z nim rozmawiać.
– Gdzie?
– Na tramwaj. Jakoś cię przenocuję i
zastanowimy się co dalej. – Wzruszyłam ramionami. Strasznie lekkomyślny plan,
ale zaczęłam czuć za tego chłopaka w jakiś sposób odpowiedzialna, co było dość
głupie. – Chyba że masz jakieś lokum?
– Raczej nie.
– To już masz.
Na przystanek szliśmy niecałe dziesięć
minut. Żadne z nas się nie odzywało. Widziałam, że chłopak rozglądał się cały
czas dookoła, a oczy miał wielkie jak spodki. Typowy turysta, zaśmiałam się w
duchu.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, zaczęłam
przeszukiwać torbę w poszukiwaniu biletu. Nigdy nie jeździłam na gapę. Nigdy.
Czułam po prostu, że w tej kwestii trzeba być uczciwym. A poza tym
nienawidziłam wzroku „kanarów” wypisujących mandat – współczucie pomieszane z
triumfem, a czasem jakby bezlitosna pogarda. Okropność. Nie sądziłam, żeby mój
nowy znajomy posiadał bilet, a ja, niestety, miałam tylko jeden. Spotkało nas
jednak niebywałe szczęście – tramwaj, do którego wsiedliśmy miał wbudowany
biletomat. Nie spodziewałam się tak miłego zbiegu okoliczności. Jako że my
znajdowaliśmy się na samym końcu pojazdu, a maszyna z przodu, kazałam
chłopakowi zaczekać, a sama poszłam na przód. Automat wypluł bilet w tym samym
momencie, kiedy tramwaj zatrzymał się na przystanku. Prawie przewróciłam się na
stojący przede mną wózek z dzieckiem, narażając się tym samym na morderczy
wzrok matki, ale na szczęście w porę odzyskałam równowagę. Ruszyłam w
drogę powrotną, przeciskając się między innym pasażerami i ciągle mamrocząc
„przepraszam”. Nagle stanęłam jak wryta. Kontrola biletów. Dwóch kontrolerów
właśnie podeszło do mojego znajomego (którego praktycznie w ogóle nie znałam).
Niemalże przebiegłam resztę wagonu.
– Tomek – powiedziałam pierwsze imię,
jakie przyszło mi do głowy – twój bilet. – Wcisnęłam mu do ręki zadrukowany
kawałek papieru.
Nie wiem, kto był bardziej zdziwiony –
chłopak czy kontrolerzy. Ci drudzy z nieufnymi minami sprawdzili nasze bilety,
a gdy upewnili się, że wszystko jest w porządku, poszli dalej.
Popatrzyłam wyczekująco na chłopaka, lecz
ten nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Z niesamowitym zainteresowaniem
wpatrywał się w plecy kontrolerów.
– Nie ma za co – powiedziałam nieco
zgryźliwie. Co jak co, ale mógłby mi podziękować, trochę się dla niego
pofatygowałam!
– Oni nie mówią po niemiecku – stwierdził
zaskoczony. – Tu nikt nie mówi po niemiecku.
– A dlaczego mieliby mówić? Przecież
jesteśmy w Polsce – odparłam równie zaskoczona. Chyba znowu mu się pogorszyło.
– Czyli… – Nie dokończył zdania, ale jego
twarz się rozjaśniła, pierwszy raz wyglądał na szczęśliwego. Przeniósł wzrok na
mnie. – Dziękuję.
– Spoko – uśmiechnęłam się delikatnie. – I
wybacz tego Tomka, musiałam coś wymyślić. A tak w ogóle jestem Sara.
Podałam mu rękę. Spojrzał na mnie z
zaciekawieniem.
– Jesteś Żydówką?
– Co? Nie, niby czemu? – ten człowiek z
minuty na minutę stawał się coraz dziwniejszy. Jeszcze tego brakowało, żeby
okazał się rasistą!
– Charakterystyczne imię, to spytałem. – Wzruszył ramionami jakby nigdy nic, po czym uścisnął moją wyciągniętą dłoń. –
Aleksander, miło mi.
– Jesteś Grekiem? – spytałam ironicznie,
zanim zdążyłam ugryźć się w język. Czasem naprawdę trudno było mi powstrzymać
się od cynicznych komentarzy.
Spodziewałam się z jego strony zdezorientowanego
i zagubionego wzroku, jednak on po raz kolejny mnie zaskoczył. Uśmiechnął się
kpiąco i powiedział oficjalnym tonem:
– Oczywiście, potomkiem samego Aleksandra
Wielkiego.
---
Pierwszy rozdział jest. Mnie się całkiem podoba, ciekawa jestem, co Wy myślicie :))
Czytałam komentarze pod prologiem i aż mi żal się zrobiło, że w następnych rozdziałach Siergiej nie ma przewidzianej zbyt dużej roli, praktycznie nie ma żadnej roli, tak wszystkim przypadł do gustu trochę podejrzany, rosyjski sklepikarz :')) Ale mam nadzieję, że Sara i Aleksander też się spodobają.
Życzę miłej reszty świąt i wolnego!
Cudny, cudny, bardzo cudny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńJejku :)
Naprawdę napisz tę książkę! :D Nagroda Nobla już na Ciebie czeka :-)
Naprawdę cudnie piszesz. Po prostu bajecznie :)
Hahaha najbardziej rozbawił mnie koniec, czyli kanary, Aleksander Wielki i Żydówka :D Cudo :D
Co do Siergieja to spoko :) Sara i Aleksander bardziej mi się spodobali :* Wszystko bardzo fajnie napisane, trzyma się kupy, naprawdę cudowny rozdział :*
No cóż. Czekam na więcej, życzę mnóstwo weny, pozdrawiam i całuję :*
Dziękuję baardzo! <3
UsuńStrasznie się cieszę, że Ci się podoba i rozdział, i nowi bohaterowie.
Pozdrawiam również! :))
O rany! Zakochałam się w twoim opowiadaniu! ;*
OdpowiedzUsuńAleksander musi być nieźle zszokowany! Może kiedyś pojawi się na plaży? Wyobrażam sobie jego przerażenie jak zobaczy dziewczyny w samym bikini! :D
Sara rzeczywiście bardzo łatwowierna, ale sympatyczna i życzliwa. Niewiele osób pomogłoby w takiej sytuacji. Dobrze, że nie kazała mu zapłacić za bilet bo nieco by się zdziwiła widząc nietutejsze pieniądze. ;)
Czyli przeniósł się dokładnie 102 lata później tak..? No troszkę sporo... ;)
Aleksander bardzo ucieszył się, jak się dowiedział o tym, że w Polsce nie ma Niemców, czyżby skojarzył fakty, że Polska jest teraz w stu procentach wolnym krajem? ;)
Nie mogę się doczekać nowego rozdziału, pozdrawiam cieplutko i życzę duuuuuużo weny! ;*
Hehehe, kuszący pomysł, aż go może kiedyś wykorzystam :D Alek, przygotowuj się już! xd
UsuńGdyby nie naiwność Sary, to nie byłoby opowiadania, prawdę mówiąc, więc trzeba jej to wybaczyć i traktować z przymrużeniem oka ;))
Hehe, może kiedyś się rozliczą, feningi i marki zamiast złotówek, transakcja idealna xd Ale hojność Sary też odegra sporą rolę w tej historii.
Dokładnie tak, 102 lata, bardzo sporo nawet i o to mi chodziło (mam słabość do początku XX wieku ;)))
Tak, a wolna ojczyzna jest dla Aleksandra, jak chyba dla każdego Polaka z czasów zaborów, czymś niesamowitym i cudownym.
Dziękuję! Tyle miłych słów <3
Pozdrawiam też :*
Wystarczyło żebym przeczytała ten rozdział i od razu się zakochałam, dosłownie zakochałam! Kobieto, masz niebywały talent :o
OdpowiedzUsuń1) Uwielbiam powieści, które przenoszą w czasie :p
2) Aleksander i Sara to fajne postacie, mam nadzieję, że mają ciekawe charaktery.
3) Zakładam, że Aleksander poznając współczesną Polskę wpadnie w jakieś kłopoty :D
4) Będę czekać niecierpliwie na kolejny rozdział ;)
Lavena Ornora z http://lavenaornora.blogspot.com
Wow, jak mi miło <3
UsuńJa również uwielbiam temat podróży w czasie, piona, siostro! ;D
Aleksander i Sara w mojej wyobraźni mają dość ciekawe charaktery, pytanie tylko czy uda mi się ich dobrze przedstawić. :')) Postaram się!
Może już niedługo dodam kolejny rozdział, wiem, że mam strasznie długi proces publikacji. :c Mam nadzieję, że uda mi się to kiedyś zmienić.
Z chęcią zajrzę do Ciebie. :))
Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
terpsychorka
Jejciu! Prześwietny rozdział! Te dialogi są takie naturalne, wspaniałe! Wciąż jestem pełna podziwu dla Twojego stylu pisania :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie
http://the-never-coming-light.blogspot.com/
Bardzo się cieszę, że Ci się podoba.Tym bardziej, że czasem mi się wydaję, że z dialogami mam problem, więc dobrze, że tym razem mi wyszły. ;)) (ile "że" w jednym zdaniu! D:)
UsuńPozdrawiam również!
Piszesz najlepszego bloga, jakiego kiedykolwiek czytałam ! : )
OdpowiedzUsuńAleksander i Sara bardziej mi się spodobali niż Sieregiej, więc cieszę się że będą występowali w następnych rozdziałach.
Wowow, jak miło! :))
UsuńNie spodziewałam się, że moi bohaterowie podbiją tyle serc! :D Niezmiernie mnie to cieszy.
Bardzo zaskakujące. Mężczyzna dzięki pozytywce przenosi się o ponad wiek do przodu. Ciekawi mnie co będzie z nim teraz. Będzie chciał wracać do swoich czasów? Czy zostać w tych, do których jakimś cudem go przetransportowano?
OdpowiedzUsuńPogardził pozytywką to ma teraz za swoje xD Mógł kupić i dać kobiecie, to by ją przeniosło, a on by był ciągle na tym samym miejscu.
Interesuje mnie Sara - czy coś ich połączy? Czy to przypadek, że trafił akurat na nią? A może są w jakiś sposób z sobą spokrewnieni? Może jest jego prawnuczką...
Hehe, koncepcje godne Holmesa albo Poirota. :D
UsuńZobaczymy, zobaczymy.
Dziękuję za komentarz!
Przeczytałam komentarz powyżej i padłam ze śmiechu przy "Pogardził pozytywką to ma teraz za swoje" ;-)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to mnie też się podoba, tylko, że nie całkiem, bo przecież zawsze mógł być dłuższy, prawda? A jakby był dłuższy, to pewnie też więcej by się w nim działo i byłoby jeszcze ciekawiej.
Współczuję temu chłopakowi, bo ja na jego miejscu pewnie bym się nie odnalazła w rzeczywistości 100 lat do przodu, zwłaszcza, że teraz wszystko się tak szybko rozwija, że... cho, cho, cho.
Współczuje też dziewczynie, bo przez chwilę nieuwagi stała się odpowiedzialna za faceta, który w myślach wyklinał ją od ladacznic już podczas pierwszym spotkaniu.
Czy to przypadek, że trafili akurat na siebie?
Hehe, ach te mściwe pozytywki! ;))
UsuńMógłby, mógłby, ale przynajmniej teraz pozostaje niedosyt. :')) Nie no, postaram się na przyszłość pisać dłuższe!
Przypadek czy może przeznaczenie? Odpowiedź jest dość prozaiczna, ale myślę, że zarazem niespodziewana, ale o tym potem. ;))
Wiesz, że istnieje na świecie taka osoba, która nazywa się Gabsone nene i która jest najbardziej nieogarniętą osobą, jaką znam? I jaką ty też zdążyłaś - lub zdążysz dopiero lepiej poznać? XD
OdpowiedzUsuńOczywiście, już dawno miałam nadrobić u ciebie zaległości i naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego tego jeszcze nie zrobiłam. Po prostu... czasami zapominam o jedzeniu w ciągu dnia, a o takich rzeczach to już w ogóle! Ale pamiętałam i jestem tutaj ponownie :D
Hej! To jest dobre! Naprawdę dobre! Wybacz mi moje zdumienie, ale ostatnimi czasy trafiam tylko na marne blogi... A tutaj taka miła odmiana! Dawno mi się nie zdarzyło, by coś mnie tak wciągnęło.
Uwielbiam podróże w czasie! Jeśli kiedykolwiek zostanę pisarką, to na pewno jedna z moich książek o nich będzie.
Lubię też historię, więc cudownie jest czytać o połączeniu dwóch światów.
Ne wiem dlaczego, największą przyjemność sprawił mi fragment, gdy Aleksander dziwi się, że nikt nie mówi po niemiecku i zdaje sobie sprawę, że Polska jest wolna. Nie jestem jakąś wielką patriotką - do dzisiejszej Polski się nie przyznaję - ale mam sentyment do dawnej Polski, w której tak bardzo chciałabym żyć... Minus wojny XD
Lecę czytać dalej, ale już wiem, że trafiłam na naprawę boskie opowiadanie *.*
+ u mnie nowy rozdział :) - wiem... długo to trwało XD
Nie przejmuj się, ja mam wszędzie tyle do nadrobienia... Szkoda gadać. :'))
UsuńAle się cieszę, że Ci się podoba!
Zawsze jak czytam/oglądam/słyszę/whatever o przedwojennej lub wojennej Polsce, to mam ciarki, bardzo dużo wrażenie to na mnie robi i wtedy czuję się taką na maksa patriotką. Może dziwne, ale cóż, tak już mam. Więc doskonale Cię rozumiem.
Super, jak najszybciej postaram się przeczytać nowy rozdział. :))