poniedziałek, 6 kwietnia 2015

-Rozdział I-

Istotny charakter ubrań

Pozytywka była zepsuta. Mogłem się tego spodziewać. To w końcu sklep starego Rosjanina. Swoją drogą co on tutaj robił? Pewnie musiał płacić niezły haracz, żeby nie odesłali go na ten jego zacofany wschód. Ale wracając do pozytywki – szkoda, że była niekompletna. Planowałem dać ją Helenie, może by jej się spodobała. A już na pewno mój ojciec by się ucieszył. Całkowicie popierał podlizywanie się córkom bogatych i wpływowych obywateli Gdańska. Ale nie wypada przecież podarować komuś takiego szmelcu. Już to sobie wyobraziłem, daję Helenie śliczne pudełeczko, ona je otwiera, zaczyna płynąć ładna muzyka, wszystko pięknie, kiedy nagle ona zauważa, że w środku kręci się tylko jakiś przybrudzony talerzyk. Zapewne padłoby zdziwione pytanie podszyte rozczarowaniem. „A gdzie tancerka, Aleksandrze?”. Wolałem zaoszczędzić sobie takiego wstydu, więc zatrzasnąłem tę nieszczęsną pozytywkę. I wtedy nagle zrobiło się ciemno.
W jednej chwili otoczyła mnie nicość. Cisza i jednocześnie głuche dudnienie. Ciemność i bezbarwne błyski.
Aż w końcu otworzyłem oczy.
Znajdowałem się na jakiejś uliczce, z obydwóch stron zabudowanej ciemnymi, ściśniętymi  kamieniczkami. Nie widziałem w pobliżu nikogo innego, choć słyszałem w oddali gwar miasta. Zdziwiło mnie to, że paliły się latarnie. Przecież była dopiero trzynasta! I dlaczego słońce już zachodziło? O trzynastej powinno mocno świecić! Wyciągnąłem z kieszeni zegarek. Dokładnie trzynasta dwadzieścia jeden. Mój zegarek nigdy się nie spóźniał, chodził wręcz idealnie. O co tu chodziło?
Moje próby zrozumienia tej dziwnej sytuacji przerwała pewna osoba, która z impetem na mnie wpadła. Wypuściła przy tym z ręki jakiś prostokątny przedmiot, który upadł na chodnik. Mój zegarek również wylądował na ziemi. Szybko schyliłem się, by go podnieść. Dostałem go od ojca rok temu, na siedemnaste urodziny, nie chciałem, by się zepsuł. Na szczęście wskazówki nadal chodziły, a szybka była cała. Odetchnąłem z ulgą.
– O Boże! – jęknęła osoba, która na mnie wpadła (po głosie poznałem, że była to dziewczyna) i rzuciła się po upuszczony przedmiot, po czym przyłożyła go do ucha. – Halo? Nie, nic, nic. Muszę kończyć, później ci powiem.
Dziewczyna gadała sama do siebie. Ewentualnie do tego przedmiotu. Naprawdę dziwne. Przyjrzałem się nieznajomej. Była mniej więcej w moim wieku. Włosy w bliżej niezidentyfikowanym w wieczornym półmroku, ciemnym kolorze miała zebrane w niezbyt wyszukaną fryzurę przypominającą koński ogon. Jednak tym, co mnie najbardziej zszokowało był jej strój – coś jakby skrzyżowanie poszewki na poduszkę z wełnianą pelerynką, jaką czasem w zimowe wieczory ubierała niania Zosi, mojej młodszej siostry. Dodatkowo sięgało to ledwo połowy uda i miało barwę wymiocin.
– Wszystko ok? – Dziewczyna spojrzała na mnie wyczekująco.
Miałem w głowie tysiące pytań, które nie pozwalały mi logicznie myśleć. Dlaczego już zmierzcha? Gdzie jestem? Co ja tu robię? Co znaczy „ok?” Jak się tu znalazłem? Która jest godzina? Gdzie są Bronek i Kurt? I ten stary Rosjanin?
Zadałem najgłupsze z możliwych:
– Co ty masz na sobie?
Nawet nie siliłem się na uprzejmość, zignorowałem całą tę etykietę, każącą zwracać się per „pani” czy „panno”. W ogóle nie pasowało mi to do tej dziewczyny. W dodatku wszystkie te znane mi mdłe, rozchichotane i cnotliwe panienki nie chadzają same po zmroku wąskimi uliczkami. I na pewno żadna z nich w takim stroju nie przekroczyłaby progu własnej sypialni.
– Ty też? – westchnęła z rezygnacją. – Ludzie, co wy wszyscy macie do mojej swetro-sukienki? Jest ładna, wygodna, oryginalna i była tania. – Spojrzała na mnie wojowniczo, jakby gotowa, by rozpocząć kłótnię.
W tym momencie wiedziałem już, że ta dziewczyna z całą pewnością nie jest normalna.


Zmierzyłam wzrokiem tego dziwnego chłopaka. Kapelusz, szary garnitur, biała koszula – ubrał się tak elegancko, jakby szedł na wesele. Albo z niego wracał. Co mogło być prawdą. I tłumaczyłoby jego wyraźne nieogarnięcie.
– A ty co się tak wystroiłeś? Wyglądasz jak Cal Hockley z „Titanica”. – Uniosłam kpiąco brew. Nie było to zbyt dojrzałe zachowanie, ale strasznie mnie zdenerwował tym, że już na samym wstępie przyczepił się do mojej sukienki.
– Titanic? – Chłopak niespodziewanie się ożywił. Najwyraźniej tylko to wyłapał z mojego cynicznego komentarza. Szkoda. – Dzisiaj zatonął…
– Aha, chyba raczej sto lat temu.
– O czym ty mówisz?
Spojrzałam na niego podejrzliwie. Jak nic żartował sobie ze mnie.
- No od tysiąc dziewięćset dwunastego do dwa tysiące czternastego minęły dokładnie sto dwa lata – niezbyt trudna matematyka, prawda?
– Co?! Sto lat… Jak…? Ale dziś w gazecie… – Zachwiał się lekko. Wyglądał na wstrząśniętego.
Istniała możliwość, że dzisiaj w telewizji leciał „Titanic”, ale w ogóle nie pasowało mi to do zachowania chłopaka. Zaczęłam się niepokoić. Jeszcze raz spojrzałam na niego. Nie wydawało mi się, żeby był pijany. Więc co? Narkotyki? Schizofrenia?
– Ej, wszystko w porządku?
Zero reakcji.
– Bierzesz jakieś leki? – spróbowałam jeszcze raz.
Znowu nic.
– Hmm, gdzie mieszkasz? – spytałam lekko zdesperowana.
Wreszcie na mnie spojrzał. Z jego oczu stopniowo znikało przerażenie, teraz pozostała tylko dezorientacja.
– W Gdańsku – odpowiedział zaskakująco pewnym głosem.
Czyli okropnie daleko. Czułam, że powinnam mu jakoś pomóc, ale w ogóle go nie znałam, nie wiedziałam, kim jest. A mógł być każdym - oszustem, psychopatą, recydywistą, zagubionym studentem politechniki, dziedzicem hotelarskiej fortuny, na upartego nawet zaginionym prawnukiem Stalina.
– To jest nadal Poznań?
– A co innego? – odpowiedziałam odruchowo, ale szybko przypomniałam sobie o stanie mojego rozmówcy. – Tak, jesteśmy w Poznaniu – dodałam, bardzo wyraźnie wypowiadając każde słowo.
– Przynajmniej tyle – mruknął do siebie. – Dlaczego tak dziwnie mówisz?
– Och, ja… Nieważne. – Zrobiło mi się trochę głupio, tym bardziej, że chłopak przyglądał mi się z pożałowaniem. Hej, ale przecież to nie ja mylę daty o sto lat i nie wiem, w jakim mieście jestem!
– A która jest godzina?
Odblokowałam na chwilę ekran telefonu, którego jeszcze nie zdążyłam schować do torby.
– Prawie wpół do dziewiątej, a co? Masz pociąg do Gdańska? Zaprowadzić cię na dworzec? – spytałam z nadzieją, że chłopak już doszedł do siebie, a ja będę mogła pomóc mu w jakiś prosty i konkretny sposób.
– Nie – pokręcił głową. – Muszę tu zostać – powiedział twardo, jakby właśnie podjął ważną decyzję.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Biłam się z myślami. Co robić? Po prostu sobie odejść? Nie, to by było chamskie. W końcu to ja na niego wpadłam i może to spowodowało u niego jakiś szok albo amnezję…? Bardzo naciągana teoria. Z natury naiwna, w końcu uznałam, że wygląda na porządnego człowieka (pewnie przez ten garnitur, który miał na sobie) i postanowiłam zaufać mu, nawet gdybym miała tego później żałować.
– No dobra, chodź – powiedziałam i ruszyłam przed siebie, tam, gdzie szłam, zanim zaczęłam z nim rozmawiać.
– Gdzie?
– Na tramwaj. Jakoś cię przenocuję i zastanowimy się co dalej. – Wzruszyłam ramionami. Strasznie lekkomyślny plan, ale zaczęłam czuć za tego chłopaka w jakiś sposób odpowiedzialna, co było dość głupie. – Chyba że masz jakieś lokum?
– Raczej nie.
– To już masz.
Na przystanek szliśmy niecałe dziesięć minut. Żadne z nas się nie odzywało. Widziałam, że chłopak rozglądał się cały czas dookoła, a oczy miał wielkie jak spodki. Typowy turysta, zaśmiałam się w duchu.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, zaczęłam przeszukiwać torbę w poszukiwaniu biletu. Nigdy nie jeździłam na gapę. Nigdy. Czułam po prostu, że w tej kwestii trzeba być uczciwym. A poza tym nienawidziłam wzroku „kanarów” wypisujących mandat – współczucie pomieszane z triumfem, a czasem jakby bezlitosna pogarda. Okropność. Nie sądziłam, żeby mój nowy znajomy posiadał bilet, a ja, niestety, miałam tylko jeden. Spotkało nas jednak niebywałe szczęście – tramwaj, do którego wsiedliśmy miał wbudowany biletomat. Nie spodziewałam się tak miłego zbiegu okoliczności. Jako że my znajdowaliśmy się na samym końcu pojazdu, a maszyna z przodu, kazałam chłopakowi zaczekać, a sama poszłam na przód. Automat wypluł bilet w tym samym momencie, kiedy tramwaj zatrzymał się na przystanku. Prawie przewróciłam się na stojący przede mną wózek z dzieckiem, narażając się tym samym na morderczy wzrok matki, ale na szczęście w porę odzyskałam równowagę. Ruszyłam w drogę powrotną, przeciskając się między innym pasażerami i ciągle mamrocząc „przepraszam”. Nagle stanęłam jak wryta. Kontrola biletów. Dwóch kontrolerów właśnie podeszło do mojego znajomego (którego praktycznie w ogóle nie znałam). Niemalże przebiegłam resztę wagonu.
– Tomek – powiedziałam pierwsze imię, jakie przyszło mi do głowy – twój bilet. – Wcisnęłam mu do ręki zadrukowany kawałek papieru.
Nie wiem, kto był bardziej zdziwiony – chłopak czy kontrolerzy. Ci drudzy z nieufnymi minami sprawdzili nasze bilety, a gdy upewnili się, że wszystko jest w porządku, poszli dalej.
Popatrzyłam wyczekująco na chłopaka, lecz ten nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Z niesamowitym zainteresowaniem wpatrywał się w plecy kontrolerów.
– Nie ma za co – powiedziałam nieco zgryźliwie. Co jak co, ale mógłby mi podziękować, trochę się dla niego pofatygowałam!
– Oni nie mówią po niemiecku – stwierdził zaskoczony. – Tu nikt nie mówi po niemiecku.
– A dlaczego mieliby mówić? Przecież jesteśmy w Polsce – odparłam równie zaskoczona. Chyba znowu mu się pogorszyło.
– Czyli… – Nie dokończył zdania, ale jego twarz się rozjaśniła, pierwszy raz wyglądał na szczęśliwego. Przeniósł wzrok na mnie. – Dziękuję.
– Spoko – uśmiechnęłam się delikatnie. – I wybacz tego Tomka, musiałam coś wymyślić. A tak w ogóle jestem Sara.
Podałam mu rękę. Spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
– Jesteś Żydówką?
– Co? Nie, niby czemu? – ten człowiek z minuty na minutę stawał się coraz dziwniejszy. Jeszcze tego brakowało, żeby okazał się rasistą!
– Charakterystyczne imię, to spytałem. – Wzruszył ramionami jakby nigdy nic, po czym uścisnął moją wyciągniętą dłoń. – Aleksander, miło mi.
– Jesteś Grekiem? – spytałam ironicznie, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Czasem naprawdę trudno było mi powstrzymać się od cynicznych komentarzy.
Spodziewałam się z jego strony zdezorientowanego i zagubionego wzroku, jednak on po raz kolejny mnie zaskoczył. Uśmiechnął się kpiąco i powiedział oficjalnym tonem:
– Oczywiście, potomkiem samego Aleksandra Wielkiego.

---
Pierwszy rozdział jest. Mnie się całkiem podoba, ciekawa jestem, co Wy myślicie :))
Czytałam komentarze pod prologiem i aż mi żal się zrobiło, że w następnych rozdziałach Siergiej nie ma przewidzianej zbyt dużej roli, praktycznie nie ma żadnej roli, tak wszystkim przypadł do gustu trochę podejrzany, rosyjski sklepikarz :')) Ale mam nadzieję, że Sara i Aleksander też się spodobają.
Życzę miłej reszty świąt i wolnego!

16 komentarzy:

  1. Cudny, cudny, bardzo cudny rozdział! <3
    Jejku :)
    Naprawdę napisz tę książkę! :D Nagroda Nobla już na Ciebie czeka :-)
    Naprawdę cudnie piszesz. Po prostu bajecznie :)
    Hahaha najbardziej rozbawił mnie koniec, czyli kanary, Aleksander Wielki i Żydówka :D Cudo :D
    Co do Siergieja to spoko :) Sara i Aleksander bardziej mi się spodobali :* Wszystko bardzo fajnie napisane, trzyma się kupy, naprawdę cudowny rozdział :*
    No cóż. Czekam na więcej, życzę mnóstwo weny, pozdrawiam i całuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję baardzo! <3
      Strasznie się cieszę, że Ci się podoba i rozdział, i nowi bohaterowie.
      Pozdrawiam również! :))

      Usuń
  2. O rany! Zakochałam się w twoim opowiadaniu! ;*
    Aleksander musi być nieźle zszokowany! Może kiedyś pojawi się na plaży? Wyobrażam sobie jego przerażenie jak zobaczy dziewczyny w samym bikini! :D
    Sara rzeczywiście bardzo łatwowierna, ale sympatyczna i życzliwa. Niewiele osób pomogłoby w takiej sytuacji. Dobrze, że nie kazała mu zapłacić za bilet bo nieco by się zdziwiła widząc nietutejsze pieniądze. ;)
    Czyli przeniósł się dokładnie 102 lata później tak..? No troszkę sporo... ;)
    Aleksander bardzo ucieszył się, jak się dowiedział o tym, że w Polsce nie ma Niemców, czyżby skojarzył fakty, że Polska jest teraz w stu procentach wolnym krajem? ;)
    Nie mogę się doczekać nowego rozdziału, pozdrawiam cieplutko i życzę duuuuuużo weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehe, kuszący pomysł, aż go może kiedyś wykorzystam :D Alek, przygotowuj się już! xd
      Gdyby nie naiwność Sary, to nie byłoby opowiadania, prawdę mówiąc, więc trzeba jej to wybaczyć i traktować z przymrużeniem oka ;))
      Hehe, może kiedyś się rozliczą, feningi i marki zamiast złotówek, transakcja idealna xd Ale hojność Sary też odegra sporą rolę w tej historii.
      Dokładnie tak, 102 lata, bardzo sporo nawet i o to mi chodziło (mam słabość do początku XX wieku ;)))
      Tak, a wolna ojczyzna jest dla Aleksandra, jak chyba dla każdego Polaka z czasów zaborów, czymś niesamowitym i cudownym.
      Dziękuję! Tyle miłych słów <3
      Pozdrawiam też :*

      Usuń
  3. Wystarczyło żebym przeczytała ten rozdział i od razu się zakochałam, dosłownie zakochałam! Kobieto, masz niebywały talent :o
    1) Uwielbiam powieści, które przenoszą w czasie :p
    2) Aleksander i Sara to fajne postacie, mam nadzieję, że mają ciekawe charaktery.
    3) Zakładam, że Aleksander poznając współczesną Polskę wpadnie w jakieś kłopoty :D
    4) Będę czekać niecierpliwie na kolejny rozdział ;)
    Lavena Ornora z http://lavenaornora.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, jak mi miło <3
      Ja również uwielbiam temat podróży w czasie, piona, siostro! ;D
      Aleksander i Sara w mojej wyobraźni mają dość ciekawe charaktery, pytanie tylko czy uda mi się ich dobrze przedstawić. :')) Postaram się!
      Może już niedługo dodam kolejny rozdział, wiem, że mam strasznie długi proces publikacji. :c Mam nadzieję, że uda mi się to kiedyś zmienić.
      Z chęcią zajrzę do Ciebie. :))
      Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
      terpsychorka

      Usuń
  4. Jejciu! Prześwietny rozdział! Te dialogi są takie naturalne, wspaniałe! Wciąż jestem pełna podziwu dla Twojego stylu pisania :D
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie
    http://the-never-coming-light.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podoba.Tym bardziej, że czasem mi się wydaję, że z dialogami mam problem, więc dobrze, że tym razem mi wyszły. ;)) (ile "że" w jednym zdaniu! D:)
      Pozdrawiam również!

      Usuń
  5. Piszesz najlepszego bloga, jakiego kiedykolwiek czytałam ! : )
    Aleksander i Sara bardziej mi się spodobali niż Sieregiej, więc cieszę się że będą występowali w następnych rozdziałach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wowow, jak miło! :))
      Nie spodziewałam się, że moi bohaterowie podbiją tyle serc! :D Niezmiernie mnie to cieszy.

      Usuń
  6. Bardzo zaskakujące. Mężczyzna dzięki pozytywce przenosi się o ponad wiek do przodu. Ciekawi mnie co będzie z nim teraz. Będzie chciał wracać do swoich czasów? Czy zostać w tych, do których jakimś cudem go przetransportowano?
    Pogardził pozytywką to ma teraz za swoje xD Mógł kupić i dać kobiecie, to by ją przeniosło, a on by był ciągle na tym samym miejscu.
    Interesuje mnie Sara - czy coś ich połączy? Czy to przypadek, że trafił akurat na nią? A może są w jakiś sposób z sobą spokrewnieni? Może jest jego prawnuczką...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, koncepcje godne Holmesa albo Poirota. :D
      Zobaczymy, zobaczymy.
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  7. Przeczytałam komentarz powyżej i padłam ze śmiechu przy "Pogardził pozytywką to ma teraz za swoje" ;-)
    Co do rozdziału, to mnie też się podoba, tylko, że nie całkiem, bo przecież zawsze mógł być dłuższy, prawda? A jakby był dłuższy, to pewnie też więcej by się w nim działo i byłoby jeszcze ciekawiej.
    Współczuję temu chłopakowi, bo ja na jego miejscu pewnie bym się nie odnalazła w rzeczywistości 100 lat do przodu, zwłaszcza, że teraz wszystko się tak szybko rozwija, że... cho, cho, cho.
    Współczuje też dziewczynie, bo przez chwilę nieuwagi stała się odpowiedzialna za faceta, który w myślach wyklinał ją od ladacznic już podczas pierwszym spotkaniu.
    Czy to przypadek, że trafili akurat na siebie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, ach te mściwe pozytywki! ;))
      Mógłby, mógłby, ale przynajmniej teraz pozostaje niedosyt. :')) Nie no, postaram się na przyszłość pisać dłuższe!
      Przypadek czy może przeznaczenie? Odpowiedź jest dość prozaiczna, ale myślę, że zarazem niespodziewana, ale o tym potem. ;))

      Usuń
  8. Wiesz, że istnieje na świecie taka osoba, która nazywa się Gabsone nene i która jest najbardziej nieogarniętą osobą, jaką znam? I jaką ty też zdążyłaś - lub zdążysz dopiero lepiej poznać? XD
    Oczywiście, już dawno miałam nadrobić u ciebie zaległości i naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego tego jeszcze nie zrobiłam. Po prostu... czasami zapominam o jedzeniu w ciągu dnia, a o takich rzeczach to już w ogóle! Ale pamiętałam i jestem tutaj ponownie :D
    Hej! To jest dobre! Naprawdę dobre! Wybacz mi moje zdumienie, ale ostatnimi czasy trafiam tylko na marne blogi... A tutaj taka miła odmiana! Dawno mi się nie zdarzyło, by coś mnie tak wciągnęło.
    Uwielbiam podróże w czasie! Jeśli kiedykolwiek zostanę pisarką, to na pewno jedna z moich książek o nich będzie.
    Lubię też historię, więc cudownie jest czytać o połączeniu dwóch światów.
    Ne wiem dlaczego, największą przyjemność sprawił mi fragment, gdy Aleksander dziwi się, że nikt nie mówi po niemiecku i zdaje sobie sprawę, że Polska jest wolna. Nie jestem jakąś wielką patriotką - do dzisiejszej Polski się nie przyznaję - ale mam sentyment do dawnej Polski, w której tak bardzo chciałabym żyć... Minus wojny XD
    Lecę czytać dalej, ale już wiem, że trafiłam na naprawę boskie opowiadanie *.*
    + u mnie nowy rozdział :) - wiem... długo to trwało XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuj się, ja mam wszędzie tyle do nadrobienia... Szkoda gadać. :'))
      Ale się cieszę, że Ci się podoba!
      Zawsze jak czytam/oglądam/słyszę/whatever o przedwojennej lub wojennej Polsce, to mam ciarki, bardzo dużo wrażenie to na mnie robi i wtedy czuję się taką na maksa patriotką. Może dziwne, ale cóż, tak już mam. Więc doskonale Cię rozumiem.
      Super, jak najszybciej postaram się przeczytać nowy rozdział. :))

      Usuń

Obserwatorzy