wtorek, 11 sierpnia 2015

-Rozdział IV-

Emocje na deser po lunchu

Przez dłuższą chwilę stałam bezczynnie i jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w porzuconego na ziemi pluszowego kota. Jego futerko wyglądało na naprawdę milutkie, a szklane, czarne ślepia błyszczały tajemniczo. Czy jak ja byłam mała, też miałam takie fajne maskotki?, przeszło mi przez myśli. Jeszcze trochę i zaczęłabym zazdrości zabawki mojemu rocznemu siostrzeńcowi. Na szczęście w porę otrząsnęłam się z osłupienia, w jakim pozostawił mnie Alek. Westchnęłam głęboko.
– Boże, daj mi cierpliwość na tego chłopaka, bo inaczej nie ręczę za siebie – mruknęłam pod nosem, mrużąc oczy.
– Sara, czy ty mi możesz wytłumaczyć, o co tu właściwie chodzi? – Pełna warkoczyków głowa Heli wyjrzała zza futryny drzwi. – Wiesz, niby nie mam nic przeciwko temu, żebyś w niedzielne przedpołudnia przyprowadzała do mnie jakiś swoich podejrzanych kolegów, ale jednak chciałabym…
Nie czekając aż siostra dokończy swój wywód, wyminęłam ją i przebiegłszy całe mieszkanie, wypadłam na klatkę schodową. Od razu otulił mnie zapach stęchlizny i kurz, który wzbił się w powietrze po zamknięciu drzwi i którego obecność wskazywała na to, że Hela i Michał od dłuższego czasu sumiennie ignorowali prośbę dozorcy dotyczącą zamiatania raz na dwa tygodnie schodów na swoim piętrze. Nie zwracając na to większej uwagi, wyszłam na dwór z zamiarem zwymyślania Alka za jego głupotę.
Chłopak stał na krawężniku i palił jeden ze swoich papierosów bez filtra. Cóż za niezwykła konstruktywność bije z jego działań, jak nic sam sobie poradzi!, pomyślałam zgryźliwie. I najwyraźniej jeszcze przywłaszczył sobie na dobre moje zapałki. Świetnie.
Alek oderwał wzrok od zaparkowanego niedaleko starego, wiśniowego opla i spojrzał na mnie spod ściągniętych brwi.
– Mówiłem przecież…
– Och, tak, właśnie widzę, jak cudownie ci idzie ta twoja upragniona samodzielność – powiedziałam zjadliwie. – Wytłumacz mi, co to za wstyd pozwolić sobie pomóc? – dodałam już spokojniejszym głosem, zrozumiawszy, że kłótnię z Alkiem można było porównać do kopania się z koniem.
Przez chwilę panowała cisza, słychać było tylko karetkę na sygnale jadącą ulicą Polną.
– Nie w tym rzecz – odezwał się w końcu chłopak.
– A w czym?
– Nie wiem, co robić. – Pokręcił głową. Jego mina z wojowniczej zmieniła się na minę osoby, która wie, że przegra, nieważne, jak bardzo będzie się starać.
Moja złość momentalnie wyparowała. Jesteś zbyt miękka, Sara!, ochrzaniłam się w myślach.
– Nie będziesz już się oburzał, kiedy będę chciała ci pomóc? – zapytałam łagodnym głosem, jakbym zwracała się do smutnego dziecka.
– Wcale się nie oburzam! – zaoponował gwałtownie. – Ja tylko…
– Jeszcze tu jesteście? – Z bramy kamienicy wyszła Hela. Na rękach z wielkim trudem trzymała małego Romka, który za wszelką cenę próbował włożyć sobie stopę do buzi. – To dobrze. Słuchaj, Alek, możesz u nas zostać, jeśli nie masz dokąd iść, mi to problemu nie zrobi, gorzej z Michałem, ale on też jakoś przeżyje.
– Dziękuję, ale…
– Nie ma żadnego ale, też kiedyś uciekłam z domu – Hela spojrzała na niego matczynym niemalże wzrokiem, chociaż była starsza o góra pięć lat.
Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie ucieczki z domu mojej siostry. Właściwie była już wtedy dorosła, a mama jakoś specjalnie jej nie zatrzymywała, więc prędzej nazwałabym tę farsę po prostu wyprowadzką, lecz oczywiście wtedy cała historia nie wyglądałaby nawet w połowie tak dramatycznie.
Tak, Hela miała w sobie coś z broadwayowskiej diwy lubiącej sensacje wokół jej osoby.
Alek wyglądał, jakby ktoś wylał na niego kubeł lodowatej wody, a następnie wstawił na piętnaście minut do chłodni.
– Co? Ale ja nie…
Moja siostra nie słuchała go dłużej, gdyż podeszła do niej elegancka kobieta prowadząca przed sobą dziecięcy wózek – jeden z tych kosmicznie nowoczesnych, wyglądający na droższy od używanego samochodu.
– Helcia? Cześć, kochana! – zawołała radośnie i już po chwili obie pogrążyły się w rozmowie o swoich pociechach.
– Ja nie uciekłem z domu – powiedział dobitnie Alek.
– Tak, tak, wiem, Hela bardzo często wyciąga złe wnioski. – Poklepałam go pokrzepiająco po ramieniu. – Ale teraz skupmy się. Może najpierw opiszesz mi tę pozytywkę?
Alek zaciągnął się głęboko i przez chwilę się nie odzywał, zapewne przypominając sobie wczorajsze wydarzenia.
– Basi właśnie ząbki się wyrzynają… – w ciszę wbił się głos koleżanki Heli, walczący o uwagę z wyjącym gdzieś alarmem samochodowym i dźwiękiem klaksonu. Jak ja kocham miasto, pomyślałam z pewną dozą czułości.
– Pozytywka… Taka normal. Zwykła. – Alek wzruszył ramionami. – Pudełeczko w kwiatki, czerwone bodajże. W środku nie było tancerki, ktoś musiał zepsuć.
Westchnęłam z rezygnacją.
– Precyzyjny opis, nie ma co! A jakaś muzyczka chociaż?
– Była, ale nie znam tego utworu, pierwszy raz go słyszałem. I nie, nie zanucę, uprzedzając kolejne pytanie.
No to pięknie. Wiedziałam tyle samo, co wcześniej, czyli nic. Absolutne zero. Planowałam poszukać pozytywki w Internecie, może znalazłabym ją w jakimś antykwariacie. I na tym mój plan się kończył, gdyż na pewno nie byłoby stać na kupno ani mnie, ani już tym bardziej Alka.
Moja siostra i jej koleżanka coraz głośniejszymi i coraz bardziej rozemocjonowanymi głosami opowiadały sobie o kolkach i promocjach na pampersy, więc w obliczu tego faktu postanowiłam przenieść dalszą część rozmowy w jakieś spokojniejsze miejsce. Nim zdążyłam wykonać choćby jeden ruch, podszedł do nas mężczyzna w średnim wieku z papierosem między wargami. Siłował się z wściekle zieloną zapalniczką, która za nic nie chciała się działać.
– Przepraszam, macie ognia? – Swoje pytanie skierował gdzieś pomiędzy mnie a Alka, nie zwracając się do nikogo konkretnie.
Ile jeszcze ludzi tu podejdzie? Powoli wzbierała się we mnie irytacja.
– Nie, niestety – odpowiedziałam szybko.
Mężczyzna spojrzał z wyrzutem na jeszcze żarzący się niedopałek, który Alek chwilę temu upuścił na ziemię. Pociągnęłam chłopaka, czując, że to ostateczny moment ku temu, żeby stamtąd zwiać. Znając życie, za paręnaście sekund znikąd pojawiłby się nagle dozorca z zamiarem opieprzenia Heli za niezamiatanie schodów. Nie zdziwiłoby mnie to, w ogóle.
– Gdzie się podział twój altruizm? – spytał ironicznie Alek, gdy trochę się oddaliliśmy.
Cały dzienny przydział wykorzystałam na pomaganie tobie, chciałam odpowiedzieć, ale ugryzłam się w język i tylko przyspieszyłam kroku. Jako że moje i tak nie za długie nogi krępowała dość wąska spódnica do kostek, chłopak nie miał najmniejszego problemu, by się ze mną zrównać. Nadal czułam irytację, która chwilowo nie miała jednego sprecyzowanego źródła. Dodatkowo słońce świeciło jak głupie, a ja nie zabrałam okularów przeciwsłonecznych. Pomstowałam w myślach na czym świat stoi i jednocześnie próbowałam się uspokoić. Moje zabiegi nie przyniosły rzecz jasna oczekiwanych rezultatów.
Kiedy doszliśmy na przystanek tramwajowy, byłam zmachana, jakbym wspięła się na dwunaste piętro wieżowca. Z pewną satysfakcją zauważyłam, że Alek też nie wygląda najlepiej – musiało być mu cholernie gorąco w tych eleganckich ubraniach sprzed wieku.
– Dokąd jedziemy?
– Chyba coś zjeść – powiedziałam niepewnie. – Na miasto – doprecyzowałam.
– Nie mam pieniędzy, przecież wiesz.
– To ci pożyczę. – Uśmiechnęłam się przyjaźnie, chcąc, by w końcu zapanowała normalna, miła atmosfera. Moja pożyczka na pewno okazałby się bezzwrotna, ale było stać mnie na zakup jednego fast fooda więcej.
Spojrzał na mnie gniewnie. Och, no tak, zapomniałbym, przecież nie zniży się do tego, by niewiasta za niego zapłaciła, co by się stało z jego dumą? Jak mnie denerwowały te jego staroświeckie poglądy!
– Proszę cię – zaczęłam umęczonym głosem – daj sobie pomóc i choć raz nie rób problemów.
– Istnieje duża różnica między pomocą a…
– Weź przestań – wpadłam mu w słowo, na powrót zirytowana. – To przecież normalne, że…
Naszą bezsensowną kłótnie przerwał przyjazd tramwaju. Wsiedliśmy, nie odzywając się do siebie i unikając swojego wzroku. Pasażerów było trochę więcej niż ostatnio, lecz nadal większość miejsc pozostawała wolna. Mimo to nie usiadłam, tylko stałam obok wejścia, uparcie wpatrując się w pokryte graffiti mury, migające za szybą pojazdu.
Jakoś mniej więcej przystanek dalej Alek zdecydował się przerwać milczenie głośnym westchnieniem.
– Nie złość się na mnie, proszę. – Jego głos przepełniała rezygnacja.
Wreszcie spojrzałam na niego i również głęboko westchnęłam.
– Okej, już dobrze. Koniec z unoszeniem się.
Niesamowite, ile razy dzisiaj na przemian irytowałam się i uspokajałam. A jeszcze nawet nie było dwunastej! Czułam, że czeka mnie ciężki dzień.
– Co to za Helena, o której mówiłeś Heli? – spytałam, korzystając ze świeżo zakopanego topora wojennego.
Alek wyglądał na zaskoczonego moim pytaniem, jakby nie spodziewał się go nigdy ode mnie usłyszeć. Naprawdę pożałowałam, że nie siedziałam cicho albo nie poruszyłam jakiegoś innego tematu.
– A co?
– Nic, przypomniało mi się o niej po prostu – odpowiedziałam, siląc się na obojętny ton. – Chyba że to jakaś tajemnica.
– Żadna tajemnica. Helena to dobrze wychowana szesnastolatka, której połowa znanych mi dziewcząt zazdrości urody i blond, czy jak one mówią – złocistych, loków. Ale przede wszystkim Helena to córka Leona Wysockiego, właściciela dwóch fabryk tekstylnych oraz rozległych kontaktów wśród władz Gdańska.
– Dlaczego przede wszystkim?
Starałam się zignorowałam informację o zjawiskowym pięknie nieznanej mi dziewczyny, ale mimowolnie przyjrzałam się rozdwojonym końcówkom moich kasztanowych włosów, które pod wpływem słońca nabierały niebezpiecznie rudego odcieniu. 
– Bo tak właśnie postrzega ją mój ojciec – jako element bardzo korzystnego układu.
– Czyli co, chce, żebyś się z nią ożenił? – Uniosłam wysoko brwi.
Zauważyłam, że siedząca niedaleko dziewczyna, mniej więcej czternastoletnia, w bardzo popularnych czarnych vansach na nogach, wyciągnęła z uszu słuchawki i bez skrępowania przysłuchiwała się naszej rozmowie. Wyglądała, jakby oglądała wyjątkowo pasjonujący odcinek „Pamiętników Wampirów” czy innego modnego serialu.
Alek wzruszył ramionami.
– Pewnie taki ma plan, ale na szczęście nie żyjemy w średniowieczu i też mam coś do powiedzenia w tej kwestii. – Udało mu się zachować beztroski ton, choć spostrzegłam w jego oczach rozgoryczenie. – A zresztą, to teraz mój najmniejszy problem.
Zrobiło mi się głupio. Mieliśmy zastanowić się nad jakimś sensownym sposobem odnalezienia pozytywki, a ja go wypytywałam o plany matrymonialne. Poczułam ciepło wstydu wpełzające na moje policzki.
– Czy ty się rumienisz? – zapytał Alek z takim zdumieniem, jakby wcześniej uważał mnie za robota bez zdolności do okazywania uczuć innych niż złość i irytacja.
– Coś ty, gorąco tu strasznie po prostu. – Na potwierdzenie swoich słów wykonałam chaotyczny ruch ręką, który od biedy można było uznać za wachlowanie się.
Nawet nie chciałam zastanawiać się, jak moje zachowanie skomentowałaby piękna panna Helena Wysocka.

***

Jak właściwie do tego doszło?
Jak doszło do tego, że oślepiały mnie dwudziestopierwszowieczne promienie słońca, odbijające się od tafli szkła, która pokrywała metalowo-ceglaną konstrukcję budynku naprzeciwko? Jak doszło do tego, że zgodziłem się, by Sara – gojka o stanowczo żydowskim imieniu – zapłaciła za mój obiad, który skład się z potrawy o egzotycznej nazwie „kebab” i butelki tajemniczego, gazowanego napoju?
Nie czułem się jakoś specjalnie szczęśliwy.
Kebab okazał się całkiem smacznym pieczywem, uformowanym na kształt jakby kieszeni, którą wypełniało mięso wątpliwej jakości, nieproporcjonalnie duża porcja sałaty i cebuli oraz sos o intensywnym smaku czosnku. Na szczęście napój, mimo że przeraźliwie słodki, doskonale chłodził. A dzień był gorący, i to jak. Miałem wrażenie, że topię się niczym świeca. W uliczce, w której staliśmy, nie rosły drzewa zapewniające cień. Przed słońcem mogły chronić jedynie kilkupiętrowe kamienice, których dół zajmowały sklepy i bary, takie jak ten, w którym Sara kupiła dwie porcje kebabu. Powiedziała, że to najtańsze i najlepsze jedzenie tego typu w okolicy. Musiałem uwierzyć jej na słowo.
Gotując się powoli w zbyt grubym ubraniu i co chwila brudząc nos sosem czosnkowym, w którym dosłownie pływała zawartość cienkiej bułki, zauważyłem, że zawładnęła mną niesamowita obojętność. Zniknęły gdzieś złość, irytacja, strach, zagubienie. Było mi wszystko jedno, co stanie się w przyszłości. Żując ostatnie kawałki orientalnie przyprawionego mięsa, beznamiętnym wzrokiem przypatrywałem się potężnemu budynkowi z czerwonej cegły, pełnemu szklanych i metalowych elementów. Zastanawiałem się, czy architekt tego obiektu wzorował się na wieży Eiffla, z którą mnie budowla od razu się skojarzyła. Budynek musiał być domem mody – za szybą stały wychudzone manekiny propagujące spodnie dla kobiet i krótkie, proste sukienki bez żadnego kroju.
Dopiłem słodki napój, rozkoszując się jego ostatnimi zimnymi kropelkami, mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Sara również skończyła jeść.
– I co? W miarę? – zapytała, wskazując głową na papierek z resztkami rozmiękłego od sosu pieczywa.
Kiwnąłem głową, niezdolny do kreatywniejszej odpowiedzi. W dodatku nie wiedziałem, w jaki sposób mógłbym skomplementować to jedzenie. Krótki ruch głową wydawał się więc najbezpieczniejszą opcją. Nie chciałem kolejnych spięć między mną i Sarą. Mój zobojętniały mózg nie był na to gotowy.
Nagle pośród innych otaczających mnie dźwięków, takich jak szum przejeżdżających niedaleko automobili, westchnienia Sary czy pokrzykiwania sprzedawcy kebabów, usłyszałem to.
Zrobiłem krok do przodu i pochyliłem lekko głowę, chcąc lepiej słyszeć.
Gdy sprzedawca kebabów umilkł na chwilę, miałem już pewność.
Diese Melodie…
Półświadomie postąpiłem jeszcze kilka kroków na przód, niechcący wchodząc pod nogi jakiejś starszej kobiecie. Nie zwróciłem najmniejszej uwagi na jej oburzenie.
Liczyła się tylko ta muzyka.
– Alek, co ty, do cholery, wyprawiasz?! – Sara wyglądała na zagniewaną. Jak przez mgłę zauważyłem, że podąża za mną.
Znajome dźwięki zaprowadziły mnie do mężczyzny, lata młodości mającego już za sobą, stojącego tuż obok wejścia do kawiarni. Źródłem owej muzyki była gitara, na której mężczyzna grał. Melodia różniła się minimalnie od tej wydobywającej się z pozytywki, ale momentalnie wzbudziła we mnie wspomnienia z minionego dnia oraz tęsknotę za moim światem.
– Przepraszam, co to za melodia? Jaki nosi tytuł? – Z trudem udało mi się sklecić te dwa pytania.
Muzykant spojrzał na mnie zdumiony.
– Właściwie chyba żaden, nie wiem, panie – odpowiedział niechętnie, marszcząc brwi.
– A autor? Kto to napisał? – Tym razem Sara okazała się szybsza ode mnie.
Czułem, że odpowiedź nieznajomego może mnie uratować. Jakbym umierał z głodu, a ona była kromką chleba.  Niczego w tamtej chwili nie pragnąłem tak bardzo, jak poznania jej.
Po kolejnym nieufnym spojrzeniu wreszcie mężczyzna się odezwał:
– Ja, bo co?
Wzrok Sary, gdyby mógł, wypaliłby mi dziurę w twarzy. Jej nieme pytanie „I co teraz?!” było głośniejsze od ryku stu ruszających automobili. Wziąłem się w garść i zmusiłem wymęczony nadmiarem emocji mózg do pracy.
– Bo mamy z panem do porozmawiania, panie…
­– Szalke – podsunął nieznajomy. – Jestem Tomasz Szalke.

***
Siergiej Fiodorow przełamał bordową pieczęć z wielką ostrożnością, jakby trzymał w rękach relikwie jednego z prawosławnych świętych, o których, kiedy był małym chłopcem, matka opowiadała mu przed snem, choć on wolał historie o rycerzach, potworach i Iwanie Groźnym.
Nie miał pojęcia, jakiej treści się spodziewać. Zaaferowany, nie chciał trwonić czasu na zamykanie drzwi sklepu. Modlił się w duchu, by nikt akurat nie wszedł. Obawiał się, że wówczas mógłby wygonić klienta, a tego mimo wszystko bardzo by nie chciał.
Wyjął z koperty kilka kartek złożonych na cztery części. Rozłożywszy pierwszą z nich, ze smutkiem stwierdził, że zapisano ją całą w jeżyku polskim. Siergiej o wiele lepiej radził sobie z czytaniem cyrylicy, choć w zasadzie w ogóle nie należał do miłośników literatury, wszystko jedno jakiej. Mimo wszystko, nie mając innego wyjścia, Rosjanin rozpoczął mozolny proces odszyfrowywania zapisków.
24 kwietnia 1856
Po wielu latach, jakie poświęciłem bez reszty na eksplorowanie i analizowanie rzeczonej sprawy, myślę, że nareszcie cel mój osiągnąłem. Choć wydaje się to nieprawdopodobnym i do dnia wczorajszego pozostawało jeno w mych sennych marzeniach…
Siergiej przerwał czytanie, by przymknąć oczy i rozmasować skronie. Tekst sprawiał mu sporo problemów. Atrament przez lata zdążył zblaknąć w niektórych miejscach, a litery, mimo iż piękne i kunsztowne, w niczym nie przypominały tych drukowanych w gazecie ani już tym bardziej rodzimej cyrylicy. Rosjanin pobieżnie przejrzał resztę tekstu, starając się jak najwięcej zrozumieć. Uważnie wczytał się w zakończenie.
Jutro będzie dniem wielkim. Nie przeczę, ryzyko także będzie wielkie. Jednakże wycofać się już nie mogę.
Niech Bóg ma mnie w swej pieczy.
T. S.

---
Wiem, wiem, jestem beznadziejna.

Zaniedbałam nie tylko moje opko, ale i Wasze blogi. Przepraszam, tylko tyle mogę powiedzieć. Ewentualnie mogę usprawiedliwić się wakacyjnymi wyjazdami i wakacyjnym leniem. Obiecuje ponadrabiać wszystkie zaległości!
Co do rozdziału – ja jestem zadowolona, tak nieskromnie napiszę, a co! :'D Wiem, że akcja rozwija się ślimaczym tempem, ale to jest właśnie mój styl, ciężko mi to zmienić. Moje rozdziały w jakiś 75% składają się z tzw. fragmentów przejściowych (czyt. niepotrzebnych dialogów i interakcji między bohaterami, które nie wnoszą za wiele do akcji, ale do postrzegania mojego opkowego świata całkiem sporo). No nic, koniec tego tłumaczenia się. Chciałam po prostu, żebyście wiedzieli, że taki mój styl, Deal with it. xd
Jak zwykle jestem ciekawa Waszych opinii. :))

PS Tak teraz patrzę – to mój nowy najdłuższy rozdział! Rozkręcam się. ;D


21 komentarzy:

  1. Pierwsza! :)
    A więc tak:
    Po pierwsze: Nie jesteś beznadziejna. Jesteś świetna!
    Po drugie: Bardzo fajnie piszesz. Rozdział świetny! :*
    No i wracamy normalnie. Relacja Aleka i Sary jest bezbłędna, świetna i bardzo interesująca :) Mają bardzo ciekawe charaktery. Jest pomiędzy nimi chemia. Czekam aż w końcu między nimi zaiskrzy :D Któż to tajemniczy T.S, czyli Tomasz Salke? Coś mi się wydaje, że ta sprawa o której mówił to podróżowanie w czasie, prawda? Cieszę się, że pojawił się Siergiej :) Przez Twój rozdział naszła mnie ochota na kebaba. A miałam przejść na dietę :D ;) Bardzo mnie ciekawi co będzie dalej. Co będzie? Powiesz mi? ;) Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału. Kurka, jak ty to robisz? Powtarzam się, ale trudno. Czekam na Twoją książkę ;) Dobra, chyba mój czas minął :D Jeszcze raz... Rozdział cudowny, czekam na więcej, pozdrawiam cieplutko, całuję :*
    PS: Coś jeszcze miałam... Wspomnieć, chyba... A! Już wiem! Chciałabym Cię serdecznie zaprosić na mojego nowego bloga: http://this-is-only-beginning.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, to przepraszam, że tak Ci zepsułam plany diety. Albo nie, w sumie nie przepraszam, żyje się raz i dlatego uważam, że dieta tylko niepotrzebnie ogranicza. :'D
      Na razie nic nie powiem, w następnym rozdziale się dowiesz. ;))
      O, nareszcie ruszył Twój blog! Świetnie, już czytam. :))

      Usuń
  2. Moja Droga!
    Cieszę się, że przyczyniłam się do tego, iż wstawiłaś nowy rozdział! Przepraszam również, że dopiero teraz komentuję, wybacz mi.
    Bardzo podoba mi się wykreowany przez Ciebie świat, niebanalni bohaterzy. Polubiłam Alka, choć zdecydowanie ma dosyć trudny charakter, który chciałabym jeszcze bardziej zgłębić, gdyż na razie pozostaje dla mnie zagadką. Przez chwilę myślałam, że Tomasz Salke to Siergiej, ale po przeczytaniu akapitu o Siergieju musiałam dojrzeć, że to jednak nie on. Jestem bardzo ciekawa kto to jest i jakim cudem jego utwór znalazł się w tej magicznej pozytywce! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Poproszę Twoje opowiadanie w formie książki żebym mogła pochłonąć wszystko na raz :3
    Swoją drogą, opis kebaba przez Alka jest bardzo trafny.
    Ściskam i pozdrawiam
    A.C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się, żeby moi bohaterowie nie byli płytcy i tacy na maksa typowi. Mam w głowie ich obraz, w miarę dokładny, próbuję przenieść ich do Worda jak najdokładniej. Cieszę się, że jako tako mi to wychodzi. :))
      Jeju, dziękuję bardzo za tak przemiłe słowa. <3

      Usuń
  3. Oj, tak, zabawki są coraz lepsze. Czasami to się cieszę, że mam dzieci, bo się mogę bezkarnie pobawić i ludzie na mnie nie patrzą jak na nienormalnego, a zapewne tak by patrzyli, gdybym się sam z sobą bawił xD
    Alek złodziej zapałem xD hehe, nie mogę, hehe.
    Rozumiem, że Alek nie chce korzystać z pomocy Sary, bo on pochodzi z innej epoki, gdy to damy ratowano z opresji, a nie damy ratowały mężczyzn ;-)
    To w końcu ucieczka czy wyprowadzka - dobre to jest, że nagle okazuje się taka autentyczna prawda, że punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. No i też dramatyczność można podnieść o kilka stopni kilkoma słówkami.
    Nie wiedziałem, że stojąc można wzbudzić taką sensacje, bo tych ludzi tyle podchodzi jakby jacyś sławni byli. Ciekawe czy to Alek tak ich przyciąga, czy te dwie jazgoczące baby z dziećmi.
    Podoba mi się szermierka słowna między głównymi bohaterami, oraz te wstawki Sary w stylu "...niewiasta za niego zapłaciła", albo "cały przydział wyczerpałam na pomaganie tobie". xD Sprawiłaś, że śmiałem się na głos.
    "topora wojennego" - a ja zawsze pisałem z błędem "toporu" - przypomniałaś mi czasy podstawówki i pani od polskiego ;-(
    Sara się fajnie przygląda sobie tak jakby chciała sprawdzać czy jest typem Alka i czy mogłaby mu się przypodobać.
    Wstawka o przyglądaniu się jakby byli częścią odcinka TVD, albo o zanuceniu melodyjki pozytywki... haha bajeczne, po prostu bajeczne.

    Podoba mi się Alka spojrzenie na świat, jest tak inne od... od spojrzenia Sary i zapewne większości ludzi. Doskonale przedstawiłaś jak mogłaby widzieć naszą rzeczywistość osoba sprzed wieku.

    No i mamy melodie i inicjały T.S. - czyżby Tomasz Szalke?
    Sergiej zaczyna kupować moje serce chyba nawet bardziej niż Alek i Sara, bo tych dwoje traktuje na równi. Stworzyłaś bohaterów, z których każdy jest inny, a mimo tego każdego da się lubić, pomimo że też każdemu da się coś zarzucić co w ich zachowaniu irytuje.

    Nie, nie jesteś beznadziejna. Wszystko można zawsze nadrobić. Podoba mi się mozolne tempo i te niepotrzebne dialogi - lubię jedno i drugie i u mnie też i jednego i drugiego pełno. Ale wiesz co? Rozdział mógłby być dłuższy.

    Pozdrawiam
    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, ja czasem nieprzyzwoicie długo dla osoby w moim wieku stoję przy marketowych stoiskach z zabawkami i potajemnie głaszczę te mięciutkie pluszaki. Serio, są taakie milutkie. Zazdroszczę Ci możliwości zabawy nimi i żałuję, że nie mam dużo młodszego rodzeństwa. ;D
      No właśnie, Alek nie może się przyzwyczaić, że nie dość, że jest niesamodzielny, to jeszcze jest zdany na łaskę "panienki",
      Dla mnie "toporu" brzmi dużo naturalniej. Też mam z tym słowem problem, piątka! XD
      Dziękuję bardzo za cudny komentarz! Szczerzyłam się do monitora, jak czytałam. XD Cieszę się, że mozolne tempo Ci nie przeszkadza, a co do długości - wciąż nad tym pracuję. :))
      Pozdrawiam również i obiecuję wykazać się aktywnością na "Jabłkach i śniegu" (tak btw: strasznie podoba mi się ten tytuł, tym bardziej, że kojarzę już dlaczego własnie te dwie rzeczy, pozornie nie mające ze sobą nic wspólnego), jestem co prawda dopiero na trzynastym rozdziale, ale ponadrabiam.

      Usuń
  4. Nareszcie jestem, Kochana! :D Przepraaaaszam, że dopiero teraz. :( Niestety narobiłam sobie trochę zaległości na blogach. :/ No ale nie ważne! :D Liczy się, że jestem! ;) Tak więc powolutku i po kolei. :D
    Najbardziej mi się spodobało jak Alek poprosił, żeby Sara się na niego nie złościła, to było takie... urocze! <3 Proooszę powiedz, że oni będą razem! *O* Tak, dusza romantyczki się odezwała...
    Strasznie się cieszę, że Hela zgodziła się, żeby Alek u niej zamieszkał! :D
    Uwielbiam czytać z perspektywy Alka, jak dziwny i zaskakujący jest dla niego nasz świat! <3
    I co znowu z tym Sergiejem? O czym on czytał? Tyle pytań... Nie mogę się doczekać nowego rozdziału i mam nadzieję, że będzie dość szybko? ;*

    Buziaki i pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuj się, też sobie narobiłam zaległości.
      Hehe, na razie nic Ci nie powiem. ;))
      O, jak miło, ja bardzo lubię pisać z perspektywy Alka i zastanawiać się, jak mógłby co odebrać. Dobry trening dla wyobraźni, polecam. :D
      Czy szybko - zobaczymy, postaram się.
      Pozdrawiam również! <3

      Usuń
  5. Z góry przepraszam, jeżeli ten komentarz będzie krótki, bo napisałam jeden długi, ale jak to ja musiałam coś z nim zrobić i zniknął :(
    Jeszcze raz powtarzam, że uwielbiam Twoje opowiadanie, jest po prostu świetne! Całkiem długi rozdział, jestem pod wrażeniem. Nadal bardzo lubię Alka, choć pokazałaś nam jego charakter i wcale nie jest takim miłym gentlemanem, tylko człowiekiem z krwi i kości. Bardzo się cieszę, że pojawia się Siergiej <3 Mam nadzieję, że coś im zamiesza!! Tomasz Szalke jest bardzo tajemniczy, jakim cudem jego utwór znalazł się w tej pozytywce?!
    Pozdrawiam serdecznie!
    Fanny http://buszujacawsrodksiazek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, wiem, co czujesz, znikanie komentarzy jest czymś przeokropnym.
      Tak, Alek to żaden wyidealizowany dżentelmen, a przynajmniej taki miał być w założeniu. ;))
      Cieszę się, że rozdział się podobał.
      Wszystko się wkrótce okaże. :))
      Pozdrawiam również!

      Usuń
  6. I ja tutaj dotarłam. Miałam przeczytać już dawno, ale czekałam na aktualizację, bo się bałam zaangażować w czytanie czegoś co zostało porzucone, ale skoro kontynuujesz to się bardzo cieszę i czytam, czytam, czytam. Tak się zaczytałam, że bym stację przegapiła, bo akurat pociągiem jechałam, no ale nie ważne. Mam nadzieję, że nie będziesz mi miała za złe, że wszystkie rozdziały ocenie tutaj pod tym postem.
    Historia nietypowa, bo choć spotkałam się wcześniej z tematem podróży w czasie, to zazwyczaj omijałam takie książki i blogi szerokim łukiem - twój mnie zatrzymał. Dlaczego? Bo nie wyleciałaś w kosmos, gdzie samochody jeździły po niebie, ani w przeszłość do czasów prehistorii i dinozaurów, ty jedynie skoncentrowałaś się na przełomie stu lat i chłopaka sprzed wieku wrzuciłaś za pomocą pozytywki do naszych realiów.
    Sara i Alek są jak ogień i woda, razem są tak mocno niedopasowani, że nie wyobrażam ich sobie osobno. Myślę, że gdyby Sara wychowała się w jego świecie, a on w naszym to wtedy byśmy dostrzegli jak bardzo są do siebie podobni i jak ich myślenie jest zbliżone, bo tak naprawdę ta różnica między nimi nie wynika tak mocno z charakteru a ze stylu bycia, który przecież wykreowała w nich rzeczywistość w jakiej przyszło im dorastać.
    Gdy tak czytałam o Alku, jego myślach i jego świecie, to chciałabym się kiedyś pokusić o napisanie czegoś historycznego, ale chyba bym nie potrafiła. Jestem współczesna aż do bólu. Nawet chyba miałabym trudności z wbiciem się w mowę, a ty to zrobiłaś perfekcyjnie. Alek mówi jak prawdziwy pozorny dżentelmen, bo nie oszukujmy się naprawdę nie jest taki grzeczny za jakiego chce uchodzić - tam mu wzrok odpłynie, tu jakimś sarkazmem rzuci, obrazi się jak mały chłopiec.
    Co do reszty bohaterów to jeszcze Sergiej mnie zafascynował i ten pan od listu co sobie grywa na ulicy jak gdyby nigdy nic.
    Siostra Sary, jej mąż i mały Romek - typowa rodzina jakich wiele, nie do końca wesoła, raczej dałaś obraz przygnębiający, ale nie na tyle zły by określić ich mianem ludzi, którzy się nie kochają. Oni po prostu żyją jak wielu młodych ludzi - w mieszkaniu nie do końca perfekt umeblowanym, prawdopodobnie z jednej pensji, płaczącym dzieckiem, które irytuje zapewne przepracowanego i zmęczonego ojca... typowe, nieprzesłodzone, ale też nie przesadnie oprószone goryczką.
    Jednymi słowy - podoba mi się.

    Przy okazji zapraszam do siebie na prolog, bo zabieram się za poprawianie tego co już skończyłam i publikowanie by poddać pod ocenę innych:
    zgadnij-kim-jestem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam nową duszyczkę na moim blogu!
      Nie porzucam tej historii, na pewno nie, choć nie przeczę, tempo pisania mam dość wolne, ale cóż, pracuje nad tym.
      Jeju, dobrze, że jednak nie przegapiłaś tej stacji, miałabym wyrzuty sumienia. :D
      Racja, dużo jest opowieści o przyszłości, ale, szczerze mówiąc, w ogóle mnie one nie pociągają. Dużo bardziej interesuje mnie przeszłość aniżeli wyimaginowana, skomputeryzowana przyszłość (np. za 1000 lat), gdzie główną rolę odgrywają podróże kosmiczne. Nie, zdecydowanie nie moje klimaty.
      Ja bym tam na Twoim miejscu spróbowała, jak już pisałam, wczuwanie się w człowieka z minionej epoki to tak właściwie dobra zabawa i ćwiczenie wyobraźni. Czasem odrobina "riserczu". Być może mogłam bardziej zarchaizować język Alka, ale nie chciałam, żeby wyszło teatralnie i sztucznie, przecież XX wiek to nie średniowiecze.
      Nawet nie wiesz, jak bardzo ucieszyły mnie Twoje słowa, tym bardziej te o kreacji bohaterów. No i cieszę, się, że Ci się podoba.
      Baardzo Ci dziękuję za komentarz!
      Zajrzę do Ciebie i postaram się zrewanżować. ;))
      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Trafiłam do Ciebie przypadkiem, ale ani trochę nie żałuję. Przeczytałam najnowszy rozdział i od razu zabrałam się za nadrabianie, bo najnormalniej w świecie mnie zaciekawiłaś.
    Przede wszystkim najpierw napiszę, że w swojej niedługiej "blogowej karierze" nie spotkałam się jeszcze z taką tematyką, więc Twój blog jest pierwszy na mojej liście. Podoba mi się to, że wszystko dzieje się w Polsce - teraz wszyscy podejmują się (w sumie ja też) pisania historii dziejących się za granicą. Podoba mi się też, że nie skupiłaś się na przenoszeniu w przyszłość z teraźniejszości, ale z przeszłości w teraźniejszość. Rozumiesz, o co mi chodzi? Mam nadzieję, choć może trochę chaotycznie to zabrzmiało.
    Podoba mi się Alek, jest ciekawą postacią. Razem z Sarą tworzą dość zgraną dwójkę, mimo że totalnie się różnią. No cóż, racja czasów zapewne.
    Intryguje mnie sprzedawca, u którego Alek znalazł pozytywkę i przeniósł się w czasie.
    Czekam na więcej, bo jestem ciekawa, jak wszystko rozwiążesz. Może Alek zazna tutaj takiego życia, że nie będzie chciał wracać? ;)

    W wolnej chwili zapraszam również do siebie:
    http://brak-mi.blogspot.com/

    Pozdrawiam cieplutko,
    Sight

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kolejna nowa czytelniczka, witam, bardzo mi miło! :))
      Doskonale rozumiem, o co Ci chodzi. Zabrzmi to mało romantycznie, mało ciekawie, mało interesująco i w ogóle mało, ale akcja dzieje się w teraźniejszej Polsce, bo... poszłam na łatwiznę. :')) Tak, dokładnie tak. Po prostu widmo ciągłego "riserczu" mnie przeraziło i skutecznie przekonało do naszych swojskich klimatów.
      Nie wiem, czy Alkowi aż tak spodoba się "nasz świat", ale pożyjemy, zobaczymy... ;D
      Pozdrawiam również!

      Usuń
  8. Jakoś tak mam, że jak już pokocham jakąś opowieść to na stałe i od razu przywiązuję się nie tylko do bohaterów i bloga, ale też do autorki, więc... udało ci się zająć ważne miejsce w moim czytelniczym serduszku! :D
    Aż przykro mi, że to już koniec... Chcę więcej! :3
    Uwielbiam twój styl. Dokładne opisy ulic, nawet przemieszczania się tramwajami, sprawiają, że to brzmi jak prawdziwa historia. Jakbym się tam znajdowała razem z bohaterami. Jesteś z Poznania? :D
    Ciekawi mnie sprawa tej pozytywki. A postać Heleny robi się coraz bardziej interesująca.
    Siergiej jest mocarzem. Nie wiem czemu, ale zarazem mnie obrzydza i intryguje - ale w takim dobrym sensie!
    Czekam na nowy rozdział, kochanie!
    Pozdrawiam :D
    nowa-w-hogwarcie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeej, jak miło! <3
      Wowow, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że doceniasz moje opisy! Są one bez wątpienia moją piętą achillesową, ale pracuję nad nimi. Tak, jestem poznańską pyrą i jestem z tego dumna. :D A Poznań wybrałam z lenistwa, jak pisałam komentarz wyżej - żeby nie musieć szukać co rozdział informacji w Internetach o chociażby komunikacji miejskiej Krakowa (choć gdyby mi się chciało, to bym pewnie wybrała właśnie Kraków, przepiękne miasto, nawet ładniejsze od Poznania, czego raczej nie powiem o żadnym innym polskim mieście *patriotyzm lokalny mode on* ;D)
      Bo Siergiej to takie brakujące ogniwo między legendarnym czarodziejem i podstarzałym, lekko obrzydzającym Rosjaninem. ;D
      Pozdrawiam również! <3

      Usuń
  9. Jestem i albo mam tylko takie wrażenie, albo czcionka ci się powiększyła.
    Zastanawiam się kiedy między Sarą a Alkiem dojdzie do czegoś... czegoś... więcej? Do seksu może nie, ale jakiś pocałunek, dotyk dłoni. Czuje, że takie coś nastąpi tuż przed samym rozstaniem, a potem ciężko będzie im się rozstać.
    Cały czas intryguje mnie fakt iż Alek natrafił akurat na Sarę i że jej siostra ma na imię tak samo jak Alka koleżanka. Czuje, że tutaj musi być coś na rzeczy. Może to jego przeniosła ta pozytywka, bo musi on ponaprawiać swoje błędy, być może nawet jest dziadkiem Sary - o nie, tu chyba już o wiele za daleko się posunęłam.
    Rozbawiła mnie wzmianka o wózku w cenie samochodu. Jednak taki jest fakt, sama mam znajomych co kupili dziecku wózek za prawie pięć tysi i jak to usłyszałam to oczy mi wyszły z orbit. Rozumiałabym gdyby kupili tak drogie łóżko, bo przecież to zakup długoczasowy, albo nastolatkowi tak drogi rower, bo przecież jeździłby na nim lata, a wózek? Jeszcze tylko i wyłącznie głęboki. Do półtora roku maks, a potem co z nim... moim zdaniem całkiem bezsensu taki zakup, ale ich kasa, ich sprawa. Tak naprawdę temu dziecku nie robi różnicy w jakim wózku jeździ i jest to tylko taka ambicja... bardziej chyba nawet popis rodziców.
    Podoba mis ię to jak Alek postrzega nasza rzeczywistość. Niby zwykły Kebbab, a on to widzi jako coś tłustego, nie do końca dobrego. Na dobrą sprawę, to jak ja wspominam czasy mojego dzieciństwa, to największym rarytasem były frytki zjedzone na mieście, albo zapiekanka, potem pojawił się McDonald, KFC to już jak nastolatką byłam u nas w mieście się otworzyło, tak więc... ja też z czasów dzieciństwa kebbabu nie pamiętam, a potem jak byłam w średniej szkole, to tak wyrosły te budki i knajpki jak grzyby po deszczu. Więc tak sobie myślę, że gdyby mniee ktoś przeniósł w czasie, te 15 lat temu, co teraz, do tych czasów, to też by mi było dziwnie, bo przecież telefony na dotyk, wodoodporne zegarki, telewizory płaskie jak kawałek tekturki, w każdym domu co najmniej jeden komputer, internet nie z modema tylko na światłowodzie, inne samochody, młodzież na quadach i skuterach, ja idąc 15 lat w przód poczułabym się jak w jakimś SF-fiction czy jak to się tam pisze. Tak więc co ma powiedzieć taki Alek jak go sto lat do przodu wyrzuciło? Ja chłopakowi szczerze współczuje.
    Cieszę się, że powróciłaś.

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nareszcie ogarnęłam bloggera i powiększyłam tę nieszczęsną czcionkę! Jestem z siebie dumna. :')) Myślę, że taki rozmiar jest ok, jak coś, to najwyżej jeszcze trochę powiększę.
      Alek i Sara, Sara i Alek. Za każdym razem z trudem się powstrzymuję, by nie chlapnąć co dla nich przygotowałam. Ciężko mi, ale będę silna i na razie nic nie zdradzę. ;))
      Właśnie zawsze mnie zastanawiały te drogie wózki. Czy one są jakieś super wygodne w prowadzeniu czy jak? Bo jak piszesz, dziecku wszystko jedno, a i długo się tym wózkiem nie najeździ, więc nie rozumiem... Zgadzam się z Tobą w tej kwestii.
      Ja pierwszy raz w życiu jadłam kebab rok temu, serio, niby taki popularny, niby wszędzie pełno tych budek. Też często się nad tym zastanawiam: w ciągu ostatnich 15-20 lat nastąpiło pewnie więcej zmian niż np. między rokiem 1200 a 1300. Fascynujące.
      Również się cieszę. :))

      Usuń
    2. Kochana, i co dalej? Mam nadzieję, że nie porzuciłaś bloga. Co to w ogóle za dwumiesięczne przerwy między rozdziałami? Są stanowczo za długie.

      Pozdrawiam i zapraszam na pierwszy rozdział "Prawdziwej Legendy" - została przeze mnie poprawiona i jest publikowana od początku, teraz już z takim dopięciem na ostatni guzik.

      Usuń
  10. Bardzo Cię przepraszam, że komentuję dopiero teraz! Dopiero teraz zorientowałam się bowiem, że w ogóle jest nowy rozdział! Strasznie przepraszam i już przechodzę do komentarza. Cieszę się, że pojawił się nowy rozdział, bo naprawdę byłam ciekawa dalszego ciągu! Notabene chciałam Ci napisać, że na obozie literackim napisałam taki tekst i szukałam imienia dla głównego bohatera, nagle do głowy przyszedł mi właśnie... Alek! Gdy teraz zajrzałam na Twojego bloga, to sobie to uświadomiłam:D
    Uwielbiam Twoich bohaterów. Są tacy szczerzy, sympatyczni i nieidealni. A do tego relacja między nimi została świetnie przedstawiona. Ich dialogi są po prostu genialne- cięte, nieco dowcipne.
    Współczuję biednemu Aleksandrowi. Myślę, że każdy z nas czułby się zupełnie zagubiony, znajdując się w nowych czasach. Zwłaszcza, że ostatnio wszystko błyskawicznie się zmienia, co rusz wkraczają nowe technologie, rozwiązania, zwyczaje... Alek naprawdę nie ma łatwo. Bardzo podobał mi się opis jego przygody z kebabem i colą- to, co jest dla nas zupełnie normalne, dla niego było nowe i dziwaczne.
    Wiem, już Ci to pisałam, ale bardzo, ale to bardzo dobrze piszesz. Tak płynnie, dowcipnie lekko, z fantazją. To się po prostu świetnie czyta. Bardzo lubię te Twoje opisy i interakcje między bohaterami, zresztą sama zwykle na tym się skupiam, pisząc:P Więc dla mnie to jest jak najbardziej zaleta. Ten rozdział wręcz pochłonęłam. No i jak zwykle czekam na ciąg dalszy:)
    Pozdrawiam ciepło i życzę weny!
    P.

    OdpowiedzUsuń
  11. Fajny rozdział nie moge sie doczekac kolejnego. Bardzo lubie Sarę i Aleka te ich sarkastyczne uwagi szczególnie. Mam nadzieje ze wkrótce dodasz kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy